Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię...
Na deskach
Różne

Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne
Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne

Plus / minus: „Mr. Nobody”

Gdybym miała film Jaco Van Dormaela „Mr. Nobody” opisać krótko, powiedziałabym, iż jest to zlepek scen, które niekoniecznie prowadzą do jakiegokolwiek finału. Powiem szczerze, że lubię takie zakręcone filmy, w których fabuła staje się warstwą drugorzędną, a za podstawę służą motywy natury filozoficznej. Tutaj przeplatają się one ze sobą równie szybko, jak przeplatają się ze sobą kolejne wersje życia głównego bohatera.

Nemo Nobody ma 118 lat i jest ostatnim śmiertelnikiem na Ziemi. Ludzkość zdążyła wymyślić metodę na wieczne życie, Nemo będzie ostatnim człowiekiem, który umrze ze starości. Przez ostatnie godziny swego istnienia opowiada pewnemu dziennikarzowi o swoim życiu. Nemo Nobody jest 9-latkiem postawionym przed niemożliwym wyborem – po rozwodzie rodziców może wyjechać z matką lub zostać z ojcem. Nemo Nobody jest nastolatkiem mieszkającym ze schorowanym ojcem. Nemo Nobody jest nastolatkiem mieszkającym z matką i zakochanym z wzajemnością w córce swojego ojczyma. Nemo Nobody jest 30-letnim mężem kobiety niestabilnej emocjonalnie. Nemo Nobody jest 30-letnim wdowcem. Nemo Nobody jest 30-letnim samotnikiem, wciąż czekającym na ponowne spotkanie z ukochaną… Można przedstawić jeszcze wiele innych wariantów życiorysu Nemo.

Które z tych żyć jest prawdziwe? Może wszystkie są prawdziwe i toczą się równolegle? A może stary Nemo sam nie wie, które życie jest prawdziwe? Czy w ogóle któreś jest prawdziwe? Czy też może wszystkie są tylko wizjami 9-latka zmuszonego do wyboru między matką a ojcem? Mamy tu do czynienia z olbrzymią wielowątkowością. Niektóre wątki są ważniejsze i ciągnięte przez cały film, inne zamykają się w kilku scenach, a niektóre wręcz kończą się w ślepym zaułku. Z pewnością współgra to z ideą filmu, ale jednocześnie może też być jego słabym punktem. W tych splątanych ze sobą czasach i przestrzeniach łatwo się widzowi zgubić. Czasem można mieć faktycznie wrażenie, że twórca przesadził.

Jak już napisałam, fabuła „Mr. Nobody” pozostaje niejako na drugim planie. Na pierwszy plan w dziele Van Dormaela wysuwa się motyw wyboru. Życie głównego bohatera może się potoczyć na tysiąc różnych sposobów, w zależności od tego, jakich wyborów dokona. Fascynująca jest teza, że nawet najdrobniejsza kwestia, z pozoru nic nie znacząca decyzja może mieć decydujący wpływ na całe nasze życie. Drugim motywem przewodnim filmu jest upływ czasu. Wszystko zdaje się kręcić wokół twierdzenia, iż czas biegnie tylko w jedną stronę. Ciekawym zabiegiem jest wrzucanie od czasu do czasu między fabułę wstawek paranaukowych, poruszających rozmaite teorie, od Wielkiego Wybuchu po efekt motyla.

Te dwa motywy, wybór i upływ czasu, są ze sobą ściśle połączone. Cała zawiła koncepcja filmu Van Dormaela zamyka się w jednym prostym stwierdzeniu – podejmowanie decyzji jest tak trudne, ponieważ nie możemy cofnąć czasu. Dopóki nie dokonamy wyboru, wszystko pozostaje możliwe.