Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię...
Na deskach
Różne

Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne
Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne

Z małego ekranu: „Supernatural”

Wiem, wiem, poślizg mamy. Ale co tam. Mój mąż jest wielkim fanem „Supernatural”, a mówiąc „wielkim” mam na myśli OGROMNYM. Wiedząc, że jego ukochany serial się kończy, ogarnęło go takie słodko-gorzkie uczucie, które każdy z nas chyba zna, że niby chcesz skończyć oglądać, ale… nie chcesz skończyć oglądać. No i tak odwlekał nieuniknione, aż w końcu stwierdziliśmy: TERAZ. I nadrobiliśmy nareszcie ostatnie sezony. I już wiemy, jak się to wszystko skończyło. I, no wiecie… to już koniec. Ja pierdziu, 15 lat. Jakby się epoka skończyła.

Jednozdaniowa zajawka, dla tych, co kompletnie nie wiedzą o co chodzi. Pewnie będą jakieś spoilerki. Mamy dwóch braci Winchesterów, którzy przez 15 sezonów ratują ludzi i świat przed potworami różnej maści. O tym jest serial. Wszystko tu znajdziemy: duchy, czarownice, dżiny, wilkołaki, wampiry, ghule, różne pogańskie bożki i całą masę innych. Są też potworki wyższych poziomów, jak demony, Lucyfer jest, a jakże, są też anioły, a nawet sam stwórca wszechświata. Wszystko, co jesteście sobie w stanie wyobrazić, na pewno tu było. Oprócz smoków. Nie kojarzę żadnego smoka. (Edit: mój mąż mówi, że BYŁ smok, a taki mega-fan wie na pewno lepiej niż ja, więc mea culpa, smok też był). Anyway, dla Sama i Deana to coś jakby rodzinny biznes, ich familia jest the best of the best w łowczym świecie. Rodzice byli łowcami, dziadkowie byli łowcami, od pokoleń się to ciągnie.

Matka braci została zabita, gdy obaj byli dziećmi, przez tajemniczego żółtookiego demona. Tatuś Winchester był tak ogarnięty obsesją i żądzą zemsty, że wychowanie chłopców polegało na taszczeniu ich ze sobą po całym kraju od jednego motelu do drugiego i od jednego polowania do drugiego. Gdy tatusia zabrakło, Sam i Dean przejęli interes i polowali dalej razem. Jak już się uporali z żółtookim, to zza następnych rogów w każdym kolejnym sezonie wyskakiwali coraz poważniejsi zawodnicy i stawka rosła. Jak powiedział sam Dean w ostatnim sezonie pewnej leśnej nimfie, która w trybie standby przespała ostatnie kilkadziesiąt lat, próbując jej streścić wydarzenia z tego czasu: „It was one apocalypse after the other”. Zasadniczo tak to właśnie wyglądało, co sezon to jakaś nowa apokalipsa na tapecie.

Słów kilka o naszym dream teamie. Dean jest takim trochę synusiem tatusia, bycie łowcą to całe jego życie, religia niemalże. Oprócz tego, że kocha Sama najbardziej na całym świecie, ma obsesję na punkcie dwóch rzeczy: jedzenia i swojego samochodu. Jego Impala to rzecz święta. No i oczywiście Dean ma też najlepsze hasełka ze wszystkich bohaterów, można się czasem zlać w gacie ze śmiechu. Sam to taki bardziej geek. Ogarnia wszystkie księgi, ludowe podania i całą teorię co na którego potwora zadziała. Taka jakby chodząca encyklopedia potworów. Po kilku sezonach dołącza do nich anioł Castiel, który szybko staje się nieodłączną częścią tego dziwacznego trio. Wiecie, anielskie moce nader często się przydają. Oczywiście nie można też zapominać o pobocznych postaciach, które pojawiały się raz na ileś odcinków, ale miłowali je fani serialu na całym świecie. Bobby, najstarszy przyjaciel rodziny Winchesterów. Demon Crowley (przeżyliśmy z mężem zbiorową „załamkę”, gdy Mark Sheppard na dobre odszedł z serialu). Hakerka Charlie. Czarownica Rowena. Kevin Tran, Garth, Jack… można by tak wymieniać bez końca. Oraz rzecz jasna szeryf Jody i szeryf Donna, które miały nawet dostać swój własny spin off, ale coś nie pykło i ni ma.

Serial przez większość sezonów podąża za klasyczną formułą monster of the week. W każdym odcinku jest jakaś sprawa do rozwiązania, jakiś duszek do pokonania, wilkołak, któremu trzeba urąbać łeb, i tym podobne. Na horyzoncie co prawda przez cały czas majaczy aktualny big bad, ale do konfrontacji dochodzi dopiero na koniec sezonu. Dlatego w sumie serial jest dość luzacki i formuła monster of the week świetnie się tu sprawdza. Niestety w ostatnich sezonach twórcy coraz bardziej od niej odchodzili na rzecz dużo bardziej poważnego tonu i jeśli mam być całkiem szczera, nie będę tych sezonów darzyć już tak wielkim sentymentem. Szczególnie przedostatni sezon był tak dołujący, że naprawdę ciężko mi się to oglądało. Za to ostatni sezon…

Ostatni sezon to była bardzo melancholijna podróż. Twórcy i aktorzy wiedzieli, że to ostatnia przygoda i naprawdę się to czuje. Jest klimat pożegnania, są wspominki, ehhh, aż się łezka w oku kręci. Zakończenie? Tu jest ciekawa sprawa, bo prawdziwy vibe finału ma odcinek przedostatni. Jest wielka konfrontacja z ostatnim arcywrogiem, jest zwycięstwo, są fanfary, jest wzruszenie, są pożegnania i odjeżdżamy Impalą w stronę zachodzącego słońca. A potem jest jeszcze jeden odcinek, coś jakby epilog. Jeśli o mnie chodzi, to mogło być gorzej. Nie zmasakrowało mnie w każdym razie, choć pojawił się jakby taki lekki niedosyt. Obwiniam za to Covid.

„Supernatural” miało ogromnego pecha. Ogłoszono, że 15 sezon będzie ostatnim, a potem nagle pod koniec kręcenia wybuchła pandemia i trzeba było kończyć trwający tyle lat serial w gównianych warunkach. Produkcję wstrzymano, gdy do nakręcenia zostały dwa (słownie: DWA) odcinki. Ekipa wróciła na plan po pięciu miesiącach, w reżimie sanitarnym rzecz jasna, a emisję ostatnich odcinków przełożono na jesień, choć zwykle sezon serialowy kończy się w maju. Z tego powodu mam wrażenie, że ten epilogowy odcinek – pomijając kluczową informację, czyli co się stało z Samem i Deanem, której nie zdradzę – był jakiś taki… meh. No bo zwykle w takich sytuacjach aż się prosi, żeby wrócić do innych ukochanych bohaterów, pokazać chociaż w krótkich migawkach, co kto robi. A tu nic. Echo. Tylko Bobby się pojawił na jedną scenę. O kilku innych wspomniano jednym słowem, a o innych w ogóle. Trochę to smutne. Nie wiem, czy taki był zamiar od początku, ale wolę wierzyć, że winny jest Covid, który uniemożliwił ściągnięcie ich wszystkich na plan zdjęciowy, niż że twórcy tak sami z siebie postanowili nie zadać sobie trudu, by dać widzom w pełni satysfakcjonujące zakończenie.

Sercem i duszą „Supernatural” zawsze byli Jared Padalecki i Jensen Ackles, którzy Samowi i Deanowi oddali wszystko co mieli. Choć zostawili ich za sobą – Padalecki gra główną rolę w nowej wersji „Strażnika Teksasu”, a Ackles ma się pojawić w nowym sezonie „The Boys” – dla nas już zawsze pozostaną braćmi Winchesterami. A teraz odpalam na YouTubie „Carry on my wayward son” i postaram się… no wiecie… nie płakać.

Carry on, my wayward son
There’ll be peace when you are done
Lay your weary head to rest
Don’t you cry no more