Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię...
Na deskach
Różne

Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne
Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne

Z małego ekranu: „Atypowy”, finałowy sezon

Pisałam już kiedyś recenzję „Atypowego”, ale od tamtego czasu powstał nowy i zarazem ostatni sezon, dając mi tym samym pretekst, by o serialu napisać raz jeszcze. Bądźmy szczerzy, każdy powód jest dobry, by pisać o „Atypowym”.

Dla przypomnienia tym co oglądali (a tym co nie oglądali… obejrzyjcie): w sezonie trzecim Sam rozpoczął studia! Było mu oczywiście ciężko, szczególnie na początku, miewał chwile zwątpienia, ale rzecz jasna nie poddał się i zanim trzecia odsłona serii dobiegła końca, udało mu się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości. Sezon trzeci zakończył się dla Sama kolejną poważną decyzją – wyprowadzka od rodziców. Sam i Zahid postanowili wynająć razem mieszkanie. No i zaczynamy sezon czwarty. Spoilery, czas start! Więc ci co nie oglądali… OBEJRZYJCIE!

Ostatni sezon jest godnym zwieńczeniem serialu i skłamałabym, gdybym twierdziła, że nie wzruszyłam się na końcu (prawdę mówiąc: ryczałam jak bóbr). Ale jest to również zakończenie odrobinkę momentami słodko-gorzkie. Jak to zresztą w prawdziwym życiu zwykle bywa – nie wszystko jest zawsze idealne i nie wszystko zawsze wychodzi tak, jak planowaliśmy. Jeżeli miałabym wskazać jakiś minus, to wydaje mi się, że przez pewne wątki w ostatnim sezonie „przeleciano” zbyt szybko. Być może twórcy, wiedząc, że to już będzie definitywny koniec, chcieli upchnąć zbyt wiele rzeczy w tych 10 finałowych odcinkach. Dlatego niektóre wątki zanim są w stanie w naturalny sposób się rozwinąć, zostają naprędce związane kokardką, bo na lepsze rozwiązanie brakuje czasu.

Wypunktujmy w stylu Sama Gardnera.

Wątki błyskawiczne:
1. Wątek Zahida. Zaczynam od niego, bo strasznie jest mi przykro, że został tak skrótowo potraktowany. Zahid dowiaduje się, że ma raka. Na szczęście niegroźnego, jak się okazuje. Musi się poddać operacji usunięcia jednego jądra i w sumie tyle. To oczywiście dobrze, bo gdyby coś złego stało się Zahidowi, miałabym z tym wielki problem. Tym niemniej sam wątek jego choroby został potraktowany takim błyskiem ciupagi, że lepiej nie mrugać, bo przegapisz. Rak, jakikolwiek by nie był, to zawsze trauma. Dla Zahida przed operacją wiązała się ona z chwilowym zaćmieniem mózgu i powrotem do patologicznej byłej dziewczyny, a po operacji z częściową zmianą charakteru, gdy seks zaczął w jego priorytetach schodzić na dalszy plan, a w zamian nawiązał emocjonalną więź z sąsiadką. Szkoda, że przefrunięto nad tym wszystkim z prędkością światła, bez głębszych refleksji.
2. Wątek Elsy. Elsa jest w finałowym sezonie po prostu all over the place. Emocjonalny problem z wyprowadzką Sama, zazdrość o Douga i jego niedoszły romans, świrowanie z powodu Antarktydy, wciąż wiszący w powietrzu temat relacji z matką… mnóstwo negatywnych emocji, przez które w końcu zostaje wyrzucona z grupy wsparcia (sic!) – taki z tego wychodzi miszmasz, że wszystkiego jest pełno, a niczego konkretnego wyłowić się nie da.
3. Wątek matki. Od pierwszych sekund tej słodziuniej wizyty wiedziałam, że z matką Elsy jest coś nie tak. Yep. Wątek trwa jakieś 5 sekund, więc w sumie po co go było tu upychać na siłę, tylko po to, żeby się urwał wraz z końcem serialu? Nie jestem pewna.
4. Wątek Izzie. Tu lecimy dwutorowo. Po pierwsze mamy patologiczną relację z patologiczną matką. Wątek ten ciągnie się w zasadzie odkąd poznaliśmy Izzie w drugim sezonie i ma tutaj swoje apogeum, więc nie można mu zarzucić, że jest zbyt krótki. Smutne jest jedynie to, że kończy się bez żadnego rozwiązania, po drodze piętrząc jedynie kolejne problemy w relacji między Izzie i Casey. Po drugie Izzie angażuje się w działalność szkolnego klubu mniejszości, co jest z jednej strony fajne, bo widać, że odnajduje tam miejsce dla siebie. Niestety przez ten wątek przemykamy na grzbiecie Strusia Pędziwiatra i ledwie jesteśmy w stanie zarejestrować, że Izzie chce oprotestować szkolny dress code, co w sumie kończy się na niczym (nie licząc zawieszenia). Tyle by było z wątku feministycznego.
5. Mało Evana.
6. Stanowczo za mało Abby.

Wątki mniej błyskawiczne:
1. Wątek Paige. Paige wciąż przeżywa kryzys. Czuje, że utknęła w stroju ziemniaka, a na dodatek Sam chce się porwać z motyką na Słońce i chyba sama na początku nie do końca wie, jak na to zareagować. Koniec końców oczywiście staje na wysokości zadania i kolejny raz okazuje się najbardziej wspierającą dziewczyną w dziejach. Awans w pracy zdaje się powoli kierować jej zawodowe życie w lepszym kierunku, ale tylko na chwilę, bo przełożony okazuje się bucem. Na szczęście Paige udaje się w końcu odzyskać nieco wiary w siebie i zaczyna o siebie walczyć. Dzięki temu zanim serial się kończy, zostawiamy ją w dobrym miejscu, z przyszłością malującą się w bardziej optymistycznych barwach.
2. Wątek Casey. Casey też przeżywa kryzys. Czuje na sobie ogromną presję jako gwiazda szkolnej drużyny biegaczek. W końcu tej presji nie wytrzymuje i w czasie ważnych zawodów, na które przyjechał ją zobaczyć rekruter z wymarzonej uczelni, totalnie zamiera i nie jest w stanie biec. Wątek Casey jest prowadzony bardzo dobrze, do ostatniej prostej. Presja, próba pogodzenia wszystkich aspektów życia: szkoły, biegania, związku z Izzie – wszystko to się nawarstwia przez kilka pierwszych odcinków, aż w końcu wybucha z hukiem. Casey rzuca bieganie. Izzie czuje się winna i zrywa z Casey, bo Doug wmawia jej, że to przez jej dramy jego córka jest w tak kiepskim stanie. Kolejny cios. W tym miejscu twórcom zaczyna trochę brakować czasu i muszą naprostować w ekspresowym tempie wszystko, co się w naturalny sposób popsuło. Casey dochodzi do wniosku, że jednak lubi biegać, wraca do drużyny biegaczek, ale w swojej starej szkole (wychodzi na to, że tam presji nie ma), godzi się z Izzie (wystarcza do tego jedna scena w stylu „wróć do mnie” – „ok”), a na koniec Elsa odstawia swoje czary-mary i ściąga w jakiś magiczny sposób rekruterkę z wymarzonej uczelni, więc nawet ta planowana od trzech sezonów przyszłość okazuje się nadal jak najbardziej aktualna. To przyspieszone zakończenie wydaje się trochę antyklimatyczne, ale przynajmniej Casey jest szczęśliwa, więc luz, mnie to pasi.
3. Wątek Douga. Śmierć Chucka była szokiem chyba dla wszystkich, z Dougiem rzecz jasna na czele. Twórcy na szczęście dają mu czas, by się z tym uporał. Doug najpierw neguje, że w ogóle coś strasznego się stało, potem wyżywa się na wszystkich po kolei, by w końcu pogodzić się ze stratą i ruszyć do przodu. I rusza z przytupem – z Samem na Antarktydę.

Przejdźmy w końcu do Sama, wszak jest najważniejszym bohaterem tej historii. Sam i Zahid wynajmują razem mieszkanie. Po początkowych perturbacjach, ustalaniu zasad współżycia i kłótni o to, gdzie ma stać kosz na śmieci, żyje im się razem całkiem nieźle. Wychodzi to całkiem wiarygodnie, no bo powiedzmy sobie szczerze – nawet dwie całkowicie przeciętne neurotypowe osoby mają często problemy na początku i potrzebują czasu, żeby się „dotrzeć”, a co dopiero dwie osoby, z których jedna jest autystykiem, a druga jest… no cóż, Zahidem. Wspólne mieszkanie tak czy siak okazuje się sukcesem. Pora na nowe wyzwanie. Przychodzi ono wraz z objawieniem spływającym na Sama z oczu ukochanego pingwina, że prawdziwym jego marzeniem i powołaniem jest wyjazd na Antarktydę. Rzuca się na ten pomysł trochę nie w swoim stylu – bez przemyślenia, list, przygotowań, już by rezygnował ze studiów i jechał. Paige (trochę przypadkowo, ale jednak) uświadamia mu, że takie podejście jest nierealne dla osoby, która nigdy w życiu nigdzie nie wyjeżdżała (a co dopiero w tak niebezpieczne miejsce) i że powinien się jednak przygotować. Doug uświadamia mu, że nie powinien rzucać w tym celu szkoły. Elsa najpierw go dołuje, a potem podbudowuje (jako się rzekło powyżej – jej wątek w ostatnim sezonie jest powystrzeliwany w setkach kierunków). Reasumując: większość sezonu spędzamy z Samem na przygotowaniach do Wielkiej Wyprawy. Problemów oczywiście wyskakuje mnóstwo, ale co by to była za budująca historia o pokonywaniu barier i osiąganiu niemożliwego, gdyby na koniec nie było happy endu?

Sam i Paige podejmują decyzję, że przynajmniej tymczasowo muszą się skupić na własnych ambicjach, ale są dla siebie tak bardzo stworzeni, że nawet to słodko-gorzkie pożegnanie ma w sobie nutę czegoś zaledwie chwilowego i przecież wiadomo, że prędzej czy później zejdą się z powrotem.

Zahid zawsze będzie naszym kochanym Zahidem, najlepszym przyjacielem na świecie, i to nam w zupełności wystarczy.

Casey i Izzie są szczęśliwe, na horyzoncie przed nimi majaczy już mityczna UCLA i świetlana przyszłość.

Elsa zapewne zaopiekuje się matką i zbuduje w końcu dobre relacje z Casey. W każdym razie jest szansa, że nie będzie już tak irytująca.

A Doug postanawia jechać z Samen, co jest najbardziej zapylistym zakończeniem ever. Koniec serialu, napisy końcowe, a ja… ryczę jak bóbr.