Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię...
Na deskach
Różne

Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne
Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne

Migawki filmowe: „Coś się kończy, coś zaczyna”

„Coś się kończy, coś zaczyna”, czyli film z gatunku tych, które kompletnie nic nie wniosły w moje życie. Nawet mnie nie irytował, wtedy by chociaż było co wspominać. Trójka dobrych aktorów w głównych rolach jest jedynym powodem, dla którego da się to oglądać, bo w sumie w tym filmie… nic ciekawego się nie dzieje. Główna bohaterka spędza czas albo na miotaniu się między dwójką facetów, albo na gapieniu się w przestrzeń i rozmyślaniu.

Problem 1 – przeczytałam taką oto ciekawostkę o filmie:

Film został nakręcony na podstawie zarysu fabuły, nie miał gotowego scenariusza. Reżyser dał aktorom możliwość improwizowania całych scen, żeby aktorzy bardziej wczuli się w rolę, a grane przez nich postacie były bardziej realistyczne.

I to by się zgadzało, bo całość sprawia wrażenie pozlepianej ze scen, nie będących częścią sensownej całości. Sztywne rozmowy, dla mnie sztuczne i wymuszone, kilkukrotnie komentowałam teatralnym wywróceniem oczami. Wybaczcie, ale mało wiarygodnie wygląda dla mnie scena, gdzie facet-inteligent, pisarz rzekomo i wykładowca, ubiegający się o naukowe stypendium, nie potrafi wykrzesać z siebie przed atrakcyjną kobietą tyle elokwencji, by zlepić do kupy dwa sensowne zdania i zamiast tego duka coś trzy po trzy. A w odpowiedzi kobieta, też przecież niegłupia, stęka coś równie idiotycznie. Aż mnie otrzepywało, jak patrzyłam na ten festiwal niezręczności.

Problem 2 – bohaterka ma ewidentny problem ze sobą i zdecydowanie zbyt często powtarza, że „nie wie, czemu robi rzeczy, które robi”.

Film łatwy do zapomnienia.