Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię...
Na deskach
Różne

Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne
Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne

Najlepszy film – nowe zasady. Cenzura czy ściema?

O burzy #OscarsSoWhite pisałam lata temu (albo dwa wpisy temu, zależnie od perspektywy – eh, takie życie…). Szczerze? Pisząc tamten komentarz byłam święcie przekonana, że będzie to taka sama burza w szklance wody, jak każda inna w tym środowisku. Hollywood przez chwilę będzie się biło w piersi, podnosiło alarm, że „tak być nie może” i „trzeba COŚ z tym zrobić”, a potem sprawa przycichnie, wszyscy zapomną, pójdą do domów i zajmą się swoimi sprawami. I przez dłuższy czas faktycznie przycichło, a teraz nagle wróciło, zahaczając po drodze o inne kręgi, bo okazuje się, że Oscary są nie tylko „so white”, ale również „so straight”, „so masculine”, „so healthy”… i można by pewnie mnożyć jeszcze inne określenia. No i wychodzi na to, że Akademia postanowiła faktycznie COŚ z tym zrobić, powodując nową lawinę skrajnych komentarzy. Jedni krzyczą o cenzurze, inni prychają z politowaniem, że to jedna wielka ściema i nowe zasady nic nie zmieniają. Więc jak to w końcu jest?


Moim zdaniem ani jedno ani drugie nie jest prawdą. Chcąc się dowiedzieć, o co ten cały hałas, odesłałam samą siebie do źródła, weszłam na oficjalną stronę i na oficjalnym źródle przeczytałam te nowe zasady. Temat był wałkowany, więc chciałam uniknąć szczegółowej analizy poszczególnych kryteriów po raz „n-ty”, ale dla porządku w skrócie spróbuję napisać o co chodzi. Jeśli już to wszystko wiecie, można śmiało ominąć ten fragment.

Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej podzieliła nowe zasady kwalifikowania filmów do kategorii „najlepszy film” wg czterech standardów. Aby film mógł zostać zakwalifikowany, musi spełniać przynajmniej DWA z nich.

Standard A: reprezentacja na ekranie, motywy przewodnie i narracje.
Aby go wypełnić, film musi spełniać JEDEN z trzech kryteriów:
A1: pierwszo i drugoplanowi aktorzy – przynajmniej jeden aktor w roli pierwszoplanowej lub ważnej roli drugoplanowej reprezentuje mniejszość etniczną (Azjata, Latynos, Afroamerykanin… itd.);
A2: całość obsady – przynajmniej 30% wszystkich aktorów w rolach drugoplanowych i dalszych reprezentuje dwie spośród następujących grup: kobiety, mniejszości etniczne, osoby LGBTQ+ oraz osoby z niepełnosprawnościami intelektualnymi lub fizycznymi;
A3: fabuła i przedmiot filmu – główny wątek fabularny koncentruje się wokół jednej z następujących grup: kobiety, mniejszości etniczne, osoby LGBTQ+ lub osoby z niepełnosprawnościami.

Standard B: kierownictwo twórcze i ekipa filmowa.
I znowu, aby go wypełnić, film musi spełniać JEDEN z trzech kryteriów:
B1: kierownictwo twórcze i kierownicy działów – przynajmniej dwie kierownicze pozycje zajmują osoby z grup: kobiety, mniejszości etniczne, osoby LGBTQ+ lub osoby z niepełnosprawnościami ORAZ przynajmniej jedno z tych stanowisk należy do osoby reprezentującej mniejszość etniczną;
B2: inne kluczowe stanowiska – przynajmniej sześć stanowisk na niższym szczeblu należy do osób reprezentujących mniejszość etniczną;
B3: całość ekipy – co najmniej 30% ekipy filmowej należy do następujących grup: kobiety, mniejszości etniczne, osoby LGBTQ+ oraz osoby z niepełnosprawnościami.

Standard C: możliwości i dostęp do branży.
W tym przypadku film musi spełniać OBA z poniższych kryteriów:
C1: płatne praktyki i staże – producent lub dystrybutor filmu posiadają programy płatnych stażów i praktyk skierowanych do osób z następujących grup: kobiety, mniejszości etniczne, osoby LGBTQ+ oraz osoby z niepełnosprawnościami (duże studia filmowe muszą oferować staże w większości działów, zaś małe i niezależne studia muszą oferować przynajmniej dwa staże w przynajmniej jednym dziale);
C2: szkolenia dla ekipy – producent lub dystrybutor filmu oferują szkolenia i programy rozwoju umiejętności osobom z następujących grup: kobiety, mniejszości etniczne, osoby LGBTQ+ oraz osoby z niepełnosprawnościami.

Standard D: budowanie widowni.
Aby go wypełnić, film musi spełniać poniższe kryterium:
D1: reprezentacja w marketingu, reklamie i dystrybucji – studio filmowe zatrudnia na kierowniczych stanowiskach w działach związanych z marketingiem, reklamą i dystrybucją wiele osób z grup: kobiety, mniejszości etniczne, osoby LGBTQ+ oraz osoby z niepełnosprawnościami.

I to tyle, koniec streszczenia. Co z tego wszystkiego wynika w praktyce? Czytałam rozmaite, często bardzo skrajne komentarze i odnoszę wrażenie, iż osoby wygłaszające te skrajne komentarze nie zadały sobie trudu przeczytania ze zrozumieniem nowych standardów.

Skrajność pierwsza. Część krytycznych głosów odmienia teraz słowo „cenzura” przez wszystkie przypadki, koncentrując się wyłącznie na kryterium A i twierdząc, że filmy o białych facetach i problemach białych facetów będą dyskryminowane, no bo nie mają kobiet, mniejszości etnicznych ani seksualnych, o osobach niepełnosprawnych nie wspominając. Co jest po prostu nieprawdą! Na samym początku wytycznych jak wół jest napisane, że aby się zakwalifikować film musi spełniać DWA z CZTERECH standardów. Nie musi spełniać wszystkich. Więc przykładowo wojenny film męsko-biały prawdopodobnie nie ma szans spełnić standardu A, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby spełniał standard B, C i D, co takie znowu wielce trudne nie jest.

Skrajność druga. Pozostałe głosy krytyczne z kolei dowodzą, że jak się zagłębić w nowe standardy, wychodzi na to, że spełnić je jest bardzo prosto i że większość filmów, niezależnie od tematyki, już je spełnia, bo na pewno już teraz studia filmowe zatrudniają na wskazanych stanowiskach wymaganą liczbę osób z wrażliwych grup. Więc tak naprawdę całe te nowe standardy to pic na wodę fotomontaż, pościemniamy chwilę, że oto wielce walczymy z dyskryminacją, zamkniemy gęby malkontentom, a potem „business as usual”. Wydaje mi się, że ten zarzut jest bliższy stanowi faktycznemu, ale też nie do końca jest prawdziwy.

Fakt, nie wygląda na to, aby zakwalifikowanie się było trudne. Jak już wspominałam, trzeba spełnić DWA standardy, przy czym standardy A i B mają po trzy kryteria, z których spełnić trzeba tylko jeden; standard D ma tylko jedno kryterium, które z kolei jest określone tak mgliście (w odróżnieniu do poprzednich kryteriów, gdzie są wskazane konkretne liczby stanowisk lub wskaźniki procentowe), że chyba łatwo się będzie z niego wybronić (no bo co to znaczy „wiele”?); a standardy C i D teoretycznie można za jednym zamachem spełnić dla wielu filmów, bo dotyczą studia filmowego, a nie konkretnego filmu… i tak dalej, i tym podobne, zarzuty można mnożyć. Więc z jednej strony, owszem, być może spełnienie nowych wymogów nie będzie trudne. Ale z drugiej strony może faktycznie da szansę osobom, które teraz mają pod górkę? Szczególnie płatne staże czy szkolenia dla pracowników mogą dać szansę na lepszy start osobom, które dopiero zaczynają w branży.

Można rzecz jasna wysunąć w tym miejscu kontrargument, że to wszystko niesie ze sobą również niebezpieczeństwa – wedle nowych zasad promowane będą osoby z wymienionych wrażliwych grup, kosztem osób w nich się nie mieszczących (czytaj: białych, heteroseksualnych, pełnosprawnych mężczyzn) i w wyścigu o stanowisko na pierwszym miejscu nie będą się liczyć kompetencje, lecz płeć, pochodzenie, czy orientacja. Wszystko jest oczywiście możliwe, nie jestem żadnym fachowcem od holyłudu, żeby móc wyciągać tu jakiekolwiek wnioski. Ale nie przesadzałabym z takim myśleniem. Branża jest tak bogata, że studia filmowe nie będą miały problemów ze znalezieniem pracowników równie wykwalifikowanych, a spełniających jednocześnie potrzebne rubryczki. Ja bym raczej się obawiała manipulacji z drugiej strony – czy sobie jeden z drugim aspirującym do kierowniczej posadki nie umyślą nagle, że im się orientacja odmieniła albo nie znajdą wśród przodków kogoś o egzotycznym nazwisku…

Podsumowując ten zdecydowanie zbyt długi wywód – czy moim zdaniem coś się zmieni? Być może, ale wielkiej rewolucji nie wróżę. Dyskryminacja dyskryminacją, ale cyferki na koniec muszą się jednak zgadzać. Wybaczcie cynizm, ale… cóż, holyłud. Wizerunek świętej Ellen też już się wydawało, że legł w gruzach pod wszystkimi oskarżeniami o toksycznym środowisku pracy w jej show i co? I nic, właśnie premierę miał nowy sezon, Ellen uderzyła się w piersi na antenie, przeprosiła wszystkich „którzy poczuli się dotknięci” (ulubiony frazes wszystkich świętych holyłudu) i… „business as usual”.