Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię...
Na deskach
Różne

Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne
Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne

Plus / minus: „Musimy porozmawiać o Kevinie”

Zbierałam się do napisania o tym filmie już od bardzo dawna, ale aby to uczynić potrzebny mi był moment ciszy i spokojny umysł. Doprowadzenie do takiego stanu okazywało się zbyt trudne. Dziś postanowiłam podjąć próbę, zobaczmy co z tego wyjdzie. „Musimy porozmawiać o Kevinie”, najgłośniejsze do tej pory dzieło szkockiej reżyserki Lynne Ramsay, na podstawie świetnej książki Lionel Shriver (nie należy dać się zwieść imieniu, autorką jest kobieta), to jeden z tych filmów, które pozostawiają człowieka w emocjonalnej rozsypce.

Od pierwszych scen filmu wiemy, że w życiu bohaterów wydarzyło się coś koszmarnego. Kevin siedzi w więzieniu, a jego matka jest wrakiem człowieka. Narracja nie jest prowadzona linearnie, teraźniejszość miesza się ze scenami z różnych etapów życia Evy i Kevina. Podążając za tymi wspomnieniami możemy spróbować zrozumieć, co się stało i dlaczego.

Eva i Franklin prezentują kompletnie różne typy rodzicielstwa. Podejście Franklina opiera się na graniu szczęśliwej rodziny i udawaniu, że nic złego się nie dzieje. Bądź też niezauważaniu, że się coś złego dzieje, trudno powiedzieć. Eva z kolei widzi znacznie więcej, ale jakoś niespecjalnie temu próbuje przeciwdziałać. No dobrze, podejmuje kilka marnych prób, które zawsze kończą się porażką i rezygnacją z dalszej walki. Ich syn gra przed Franklinem syna idealnego, a w stosunku do Evy jest nieznośny. Ojca w gruncie rzeczy uważa za idiotę, a całą nienawiść kieruje na matkę. Jest świetnym manipulatorem. Doskonale wie, w które punkty uderzać. Wydaje się być klasycznym przykładem socjopaty, ale być może jest to zbyt powierzchowna ocena. Pod maską zimnej kalkulacji może kryć się po prostu poczucie odrzucenia.

Historia jest zbudowana na relacji matki z synem. Czy też raczej braku relacji. Eva nie była gotowa, by zostać matką. Instynkt macierzyński się nie włączył i nie dawała sobie rady z rozwrzeszczanym małym Kevinem. W nieskończoność można sobie zadawać pytania. Czy to Kevin jest winny temu, że matka nie potrafiła nawiązać z nim więzi, czy też jego zachowanie wynika z braku matczynej miłości? Kevin ewidentnie czerpie przyjemność z robienia matce na złość, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że on po prostu ją testuje. Sprawdza, jak daleko musi się posunąć, aby wywołać reakcję. Niestety za każdym razem to ona pierwsza się wycofuje. Idealnym podsumowaniem wydaje się być wymiana zdań w ostatniej scenie filmu. Eva stwierdza fakt: „Nie wyglądasz na szczęśliwego”. Na co Kevin odpowiada: „A kiedykolwiek wyglądałem?”. Tak, Evo, twój syn nigdy nie był szczęśliwy.

Z tego przedsięwzięcia nic by nie wyszło, gdyby nie odtwarzający główne role aktorzy. Tilda Swinton i Ezra Miller dostali na swoje barki kawał naprawdę ciężkiego materiału do zagrania. Ich popisy, bardzo minimalistyczne w formie, niosą bardzo bogaty i naładowany emocjonalnie przekaz. Swinton jest fantastyczną aktorką, a przy tym jest także kobietą o niesamowicie oryginalnej urodzie. Żadna z niej klasyczna piękność, ale ma w sobie coś takiego, że ciężko oderwać od niej wzrok. Jeszcze ciężej oderwać wzrok od Ezry Millera. Jest to jedno z ciekawszych nazwisk młodego pokolenia aktorów, w jego dorobku królują filmy niszowe, ale za to z bardzo ciekawymi postaciami. Wygląda na to, że niespecjalnie jest zainteresowany wciąganiem się w hollywoodzką machinę. Tym lepiej dla nas, łowców artystycznych perełek. Mówiąc całkiem serio – ten młody człowiek musi mieć w sobie jakiś pierwiastek zła. Pokłady negatywnej energii, jakie udostępnił Kevinowi, momentami są naprawdę przerażające. Dodajmy do tego Franklina w osobie Johna C. Reilly’ego oraz dwa zabijające spojrzeniem młodsze wcielenia Kevina (dwaj mali debiutanci, Jasper Newell i Rock Duer) i mamy receptę na coś naprawdę dobrego. W sensie artystycznym, rzecz jasna.

„Musimy porozmawiać o Kevinie” narobiło trochę szumu w zeszłym roku. Film brał udział w konkursie głównym na festiwalu w Cannes, a Tilda Swinton była nominowana do szeregu nagród, w tym do Złotego Globu. Wciąż jednak uważam, że to mało. Dla mnie – jeden z filmów roku. Polecam.