Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię...
Na deskach
Różne

Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne
Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne

Migawki filmowe: „Emily w Paryżu”

Spóźniona na imprezę, ale powód jest szczerze mówiąc taki, iż wcale nie miałam w planach oglądania tego serialu. Zbyt długą mam listę rzeczy do obejrzenia i nie figurował na liście priorytetów, choć był mocno promowany przez Netfliksa przed premierą. Jednakowoż upały dały mi się silnie we znaki i gwałtowna potrzeba obejrzenia czegoś lekkiego, ładnego, ale nie wymagającego zaangażowania mózgu sprawiła, że sięgnęłam jednak po „Emily w Paryżu”.

Wszystko co przeczytaliście w krytycznych recenzjach jest prawdą – serial przedstawia Francję i Francuzów bardzo stereotypowo. Wszyscy są wrednymi snobami, co 5 sekund wypominają ci, że przyjechałeś do ich kraju nie znając języka, palą papierosy dosłownie wszędzie i myślą non stop o seksie. Reklamę perfum, w której modelka idzie goła przez most i gapi się na nią stado facetów, nie uważają za seksistowską i problematyczną, a wesołą i wiecznie do wszystkiego optymistycznie nastawioną Amerykankę w pstrokatych ciuchach wyzywają od wieśniaczek i prymitywów. Rozumiem w zasadzie oburzenie Francuzów, bo faktycznie produkcja ta stawia ich w bardzo złym świetle. Z drugiej strony „Emily w Paryżu” to w sumie serial komediowy, więc może nie bierzmy wszystkiego zawsze tak super serio? Przecież koniec końców nawet ci wredni Francuzi dają się ugłaskać i okazują się całkiem sympatyczni. Ja też nie znoszę stereotypów, ale uciec się od nich chyba jednak nie da. My, Polacy, jesteśmy postrzegani przez inne narody jako banda nieokrzesanych pijusów, którzy pod względem wytrzymałości na alkohol ustępują pierwszeństwa chyba tylko Rosjanom. I co? Śmieję się z tego, zamiast się na kogoś obrażać, mimo iż mnie samą po jednym piwie zwala z nóg.

I druga sprawa, fabularna. Perypetie miłosne Emily w ogóle mnie nie ruszały niestety… Ciekawsze dla mnie były jej perypetie zawodowe, gdzie jej nowoczesność i parcie, by wszystko dla wszystkich było dostępne oraz wiara w potęgę social mediów w marketingu zderzają się z francuskim konserwatyzmem, w którym luksusowe dobra powinny być dostępne tylko dla wybrańców. Nie jest to szczególnie oryginalna społeczna obserwacja, że tak dziś wygląda świat – jak chcesz robić biznes i odnieść sukces, to musisz się też otworzyć na instagramerki, czy tego chcesz czy nie. „Emily w Paryżu” pod tym względem, nomen omen, Ameryki nie odkrywa, ale w upalne popołudnia ogląda się przyjemnie i może być rozrywką bez zobowiązań, pod warunkiem, że nie potraktujemy jej zbyt poważnie.