First of all, kretyński polski tytuł. Nic nie znaczy i nijak się ma do samego filmu. Ehhh, no cóż. Jestem w fazie Kristen Stewart, no bo wiecie, Lady Di. Ale jestem też w fazie krismesów. Jak się te fazy ze sobą przecięły, to mi się przypomniał ten film, który był mocno reklamowany rok temu, ale którego ostatecznie nie obejrzałam, bo pandemia odebrała mi całą radość ze Świąt. Co się odwlecze… no to jedziemy: „Świąteczny szok”.
Abby i Harper są w sobie zakochane i ogólnie wszędzie serduszka, jednorożce i tęcza. Pod wpływem impulsu Harper zaprasza Abby na Święta do swoich rodziców, a Abby daje się porwać romantycznemu nastrojowi i już planuje wzruszające oświadczyny w świąteczny poranek. Jest tylko jeden problem. W drodze do rodzinnego domu Harper niespodziewanie wyznaje, że jej rodzina nie wie, że jest lesbijką i ma dziewczynę, więc Abby zostaje zdegradowana do roli „współlokatorki” i zamiast romantycznych oświadczyn, serduszek i jednorożców, mamy pięć dni kłamstw i łez.
Rozczarowanie polega na tym, że to nie jest w ogóle krismes. Ten film jest przez większość czasu bardzo smutny. Oraz irytujący. Ta rodzina jest tak wkurzająca, że ja to bym tam jednego dnia nie wytrzymała nawet. Rodzice, którzy swoim dzieciom dają przez całe życie do zrozumienia, że na ich miłość trzeba zasłużyć, tworząc pomiędzy rodzeństwem atmosferę wiecznej rywalizacji o względy i pozycję „ulubieńca”, są moim zdaniem z miejsca do odstrzału. Ostatecznie wszystko się dobrze kończy (jakby świąteczny film nie miał happy endu to już by całkiem porażka była), ale droga do tego jest bardzo wyboista. Mimo pewnych zabawnych elementów i karykaturalnych wątków, nie podpinałabym tego filmu pod komedie.
Plusy:
#1: postać Abby. Kochana dziewczyna. Żal mi jej było okrutnie. A Kristen Stewart dobrą aktorką jest i wiedziałam to już wtedy, jak się z niej wszyscy nabijali z powodu wampirów. Mam nadzieję, że im teraz łyso.
#2: Dan Levy jako najlepszy przyjaciel John. Większy feminista niż wszystkie babki w filmie razem wzięte. I bardzo potrzebny comic relief. Oraz, co pewnie najważniejsze, ma do wygłoszenia kluczową i pełną bolesnej prawdy przemowę o tym, jakie wyjście z szafy bywa dla niektórych ciężkie.
#3: postać Jane. Zdecydowanie najsympatyczniejsza z całej potwornej rodziny. Urocza, sympatyczna, milutka, choć troszkę dziwaczna, traktowana przez siostry i rodziców jak popychadło i piąte koło u wozu. Jej też mi było żal.
#4: Aubrey Plaza. Just because. Kocham ją.