Krismesowej serii odsłona druga. Jest popularna pisarka, autorka cyklu romansideł dla kobiet. Jest szkocki książę, z wierzchu trochę dupek, ale w środku skrywający złote serduszko. Są piękne szkockie krajobrazy, są tradycyjne tańce, jest śnieg w Wigilię… i jest „Świąteczny zamek”.
Są też motywy znane z setek innych filmów. Sophie w najnowszej powieści uśmierca ulubionego bohatera swoich fanów. Peszek. Miała dość typa, więc go zrzuciła ze schodów i z jakiegoś powodu fani nie chcą jej tego wybaczyć. Żeby uciec przed medialną gównoburzą, wyjeżdża do Szkocji, w rodzinne strony swojego ojca. Chce się zaszyć w uroczej wioseczce Dunbar (populacja: 153 osoby) i pisać sobie w spokoju następną książkę, z dala od palących się kukieł z jej podobizną. A przy okazji chce zobaczyć zamek, obok którego mieszkała kiedyś rodzina jej ojca.
I tu następuje twist, którego na pewno nikt się nie spodziewał ( <— sarkazm) – zamek jest na sprzedaż! Whaaaat? Szok. Okazuje się, że ojciec księcia, znaczy się poprzedni książę (jeszcze większy dupek) przebimbał cały rodzinny majątek i żeby spłacić długi nowy księciunio musi sprzedać zamek. Jeśli tego nie zrobi generalnie cała wioska zostanie eksmitowana i bank przejmie ziemię. A jako się rzekło nasz księciunio ma złote serce i woli sam zostać bez dachu nad głową, niż dopuścić do tego, by dach nad głową stracili wszyscy mieszkańcy wioski. Gdyby ktoś się jeszcze nie domyślił – Sophie chce zamek kupić. Wiadomka, co nie? Wprowadza się tam i razem z księciuniem muszą wytrzymać ze sobą do Świąt, aż się sfinalizuje transakcja. A potem to są już tylko romantyczne przejażdżki na koniach po lesie, legendy o walecznych księżniczkach, ubieranie choinek i na koniec wielkie wigilijne przyjęcie dla wszystkich mieszkańców Dunbar.
A, i jeszcze jedna, kluczowa wręcz sprawa. Okazuje się, że Szkoci mają lepszy gust literacki. Sophie błyskawicznie zostaje rozpoznana (najwyraźniej również każda szkocka wioseczka czyta jej książki), ale tam nikt nie ma do niej pretensji, że uśmierciła powieściowego amanta. Wręcz przeciwnie – jeszcze się cieszą, że to zrobiła. No nic dziwnego, że laska chce tam zostać! Duh. Nie spodziewajcie się arcydzieła, ale filmik jest przyjemny, magia Świąt się udziela, a Szkocja jest piękna.
Na koniec sprawa absolutnie najważniejsza. Są dwa powody, dla którego warto obejrzeć ten film. Powód #1: Cary Elwes. Powód #2: Cary Elwes mówiący ze szkockim akcentem.