Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię...
Na deskach
Różne

Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne
Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne

Z małego ekranu: „Sex education”

To nie jest serial o seksie. No dobra, jest o seksie, ale NIE TYLKO o seksie. Obejrzeliśmy ostatnio nowy, trzeci już sezon, który w mojej opinii znacznie się różni od poprzednich dwóch, i pomyślałam sobie, że o tym napiszę. „Sex education”. Spoilerów będzie masa, bo mam zamiar się w tym zanurzyć do samego dna. Jadym.

Streszczenie. Głównym bohaterem jest nastolatek Otis, który ma trochę niekonwencjonalne życie domowe. Jego matka, dr Jean Milburn, jest seksuologiem. I kobietą dość wyzwoloną przy tym. A gdy mówię „dość”, mam na myśli: bardzo. Nie ma dla niej tematów tabu w kwestiach erotycznych, więc bez skrępowania nawija do syna o seksie i masturbacji, a przez jej dom przewijają się tabuny facetów, z którymi łączy ją jedynie łóżko. Z kolei ojciec Otisa, z którym Jean rozwiodła się lata temu, jest uzależnionym od seksu i zakochanym w sobie bufonem i pozerem. Na każdym kroku próbuje pokazać byłej żonie swoją wyższość, pławiąc się w swoim sukcesie i rzucając w jej kierunku pasywno-agresywne komentarze, ale pod tą sztuczną powłoką kryje się po prostu żałosny nieudacznik. Dla Otisa to wszystko jest chlebem powszednim i na pierwszy rzut oka może się wydawać, że pochrzanione relacje z rodzicami nie mają na niego wpływu, ale to oczywiście tylko pozory. Jest bardzo nieśmiały i niezdarny w kontaktach towarzyskich, nie potrafi z nikim pogadać normalnie bez palnięcia jakiejś głupoty, co rzecz jasna prowadzi do mnóstwa niezręcznych sytuacji i rozwija w Otisie coraz większy strach, że zamieni się w takiego samego dupka, jakim jest jego ojciec.

Wszystko zaczyna się zmieniać, gdy Otis odkrywa w sobie dar, który prawdopodobnie wyssał z mlekiem matki. Pewnego dnia przypadkiem udziela porady koledze ze szkoły, mającemu problemy z męskością. Porada okazuje się trafiona (tak jakby), a przypadkowym świadkiem tego wszystkiego jest szkolna outsiderka, Maeve. Trudno o mniej dobraną parę, gdyż Maeve jest szorstką w obyciu twardzielką z jeszcze bardziej popieprzonym życiem domowym niż Otis. Jest również szalenie inteligentna i bardzo potrzebuje kasy. Wpada więc na pomysł, że założą z Otisem poradnię seksualną, gdzie za pieniądze będą udzielać seks porad rówieśnikom ze szkoły. To znaczy Otis będzie udzielał porad, a Maeve ogarnie biznes. W rozkręceniu złotego interesu pomaga im fakt, że najwyraźniej każdy nastolatek w okolicy ma jakieś problemy erotyczne.

Nie chcę użyć słowa „zboczony” w kontekście tego serialu, bo ma ono negatywne konotacje, a ponadto mijałoby się z prawdą. Znacie mój stosunek do sprośnych komedii – not a fan. Ja jestem generalnie jedną z tych dość pruderyjnych istot. Seks owszem, ale za zamkniętymi drzwiami własnej sypialni i gadanie o „tych sprawach” tak otwarcie jak te dzieciaki z „Sex education” byłoby zdecydowanie poza moja strefą komfortu. Dlatego tym bardziej wydaje mi się, że moja ocena tej produkcji ma rację bytu, gdyż komuś takiemu jak mnie bardzo łatwo by było wrzucić ją do szuflady z naklejką „zboczone” i otrzepać ręce. A jednak tego nie robię. Z prostego powodu, który padł już w pierwszym zdaniu – to nie jest serial wyłącznie o seksie.

Szkoła w Moordale na przestrzeni kolejnych odcinków zyskuje w świadomości miasta i mediów miano „seks-szkoły” i rzeczywiście mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, że te nastolatki to nic, tylko seks seks seks perwersje i seks. A w tle „seks dzieciak” prowadzący seks klinikę. Tu się ktoś obnaża w stołówce, tam ktoś zachodzi w ciążę, chwilę później wybucha histeria z powodu urojonej epidemii chlamydii (niedouczona zbiorowość szkolna zaczyna łazić w maskach, bo im się wydaje, że się zarażą przez kichnięcie). A próba zażegnania kryzysu i douczenia uczniów w zakresie edukacji seksualnej kończy się tym, że na skutek spisku zaściankowego dyrektora po szkole zaczynają krążyć poufne notatki Jean z jej sesji z uczniami i wszystkie ich intymne sekrety wychodzą na jaw. Na dobitkę szkolne przedstawienie przygotowane przez uczniów, które miało być inscenizacją „Romea i Julii”, okazuje się być erotycznym musicalem o kosmitach. Wszystko to jest przedstawione w sposób przerysowany i karykaturalny, wszak jest to w gruncie rzeczy komedia. Ten charakterystyczny brytyjski humor towarzyszy nam więc nieustannie.

Jednak im dłużej oglądamy, tym bardziej widać, że cały ten seks jest tylko z wierzchu, upodabniając wszystkich do siebie, jak jakieś niewyżyte stado jednakowych zwierząt, ale gdy go zeskrobiemy naszym oczom ukazuje się kalejdoskop niesamowicie różnych bohaterów z głębszymi problemami, których seks jest tylko częścią, czasami bardzo małą. Nawet nauczycielka, która lubi sprośne gadki z facetem w łóżku, nie lubi ich dlatego, że jest zboczona, tylko dlatego, że chciałaby się poczuć atrakcyjna po całym dniu użerania się z nastolatkami. Jakiś intymny problem może się w gruncie rzeczy okazać (i przeważnie właśnie tak jest) problemem emocjonalnym, mentalnym i generalnie rzecz biorąc nie mającym nic wspólnego z fizycznością jako taką. Ze szczególną siłą widać to właśnie w trzecim sezonie, gdzie seks zostaje już bardziej zepchnięty na dalszy plan i wraz z dojrzewaniem emocjonalnym bohaterów bardziej się skupiamy na ich emocjonalnych i życiowych problemach, a mniej na hormonalnych burzach odbierających rozum.

Otis – pod powłoką nieśmiałości i kompleksów oraz popieprzonych rodziców, chłopak o złotym sercu. Normalny zakochany nastolatek, który przez zazdrość zachowuje się czasem jak debil, ale ogólnie jest bardzo w porządku, tylko nie umie tego pokazać, bo jest taki kurcze awkward.

Jean – po zdradach eksmęża seksoholika skryła się za murem wyzwolenia i niezależności, by w efekcie przemienić się w modliszkę, która wykorzystuje facetów w sypialni, by potem odgryźć im łeb i wystawić resztę za drzwi. Gdy spotyka wreszcie normalnego, przyzwoitego i troskliwego faceta jest już tak uzależniona od swojej niezależności, że nie jest w stanie nawiązać zdrowej relacji, która oznaczałaby, że musi ten mur wokół siebie trochę poluzować. A potem zachodzi w ciążę w wieku 48 lat i to już jest w ogóle bomba.

Maeve – na oko twarda i wredna, a tak naprawdę mądra i wrażliwa dziewczyna. Matka jest narkomanką, ojca brak, za dom służy przyczepa, w której dziewczyna jest sama jak palec i zdana całkowicie na siebie. Zamiast się skupiać na nauce i planowaniu przyszłości, którą ze swoją inteligencją mogłaby mieć świetlaną, musi się martwić o rzeczy takie jak: skąd wziąć kasę na chleb.

Eric (najlepszy przyjaciel Otisa) – z pochodzenia Nigeryjczyk, wychowany w bardzo tradycyjnej, chrześcijańskiej rodzinie. A także gej. Pogodzony ze sobą i obdarzony akceptacją rodziny (choć ojciec by na pewno wolał, żeby nie rzucał się tak w oczy ze swoim zamiłowaniem do pstrokatych ciuchów i makijażu, ale jak się okazuje wynika to nie tyle z uprzedzeń, co ze strachu o bezpieczeństwo syna; co wcale nie jest nieuzasadnione). Eric pragnie romantycznej relacji, ale chłopak, którego obdarza uczuciem okazuje się wielkim wyzwaniem. Speaking of

Adam – to jest dopiero popieprzone indywiduum. Gnojony przez całe życie przez ojca tyrana, sam staje się tyranem. Ale to tylko mechanizm obronny, bo pod tą maską dupka kryje się fajny chłopak, tylko że ze strasznie niskim poczuciem własnej wartości, które rekompensuje agresją. Nie jest orłem w nauce i ciężko mu przychodzi wyrażanie słowami własnych myśli, przez co jedni się go boją, a inni mają za debila. Gdy rodzi się w nim uczucie do Erica, wraz z tym uczuciem rodzi się również potrzeba, by stać się lepszym człowiekiem. Nie wychodzi mu to co prawda idealnie, ale też poradzenie sobie z własną seksualnością nie zawsze jest łatwe. W efekcie niechcący wywołuje u Erica uczucie rozdarcia – Eric długo walczył o to, by pozbyć się wstydu i nie chce znów być wpychany do szafy, a Adam z kolei jest dopiero na początku tej drogi i nie jest jeszcze gotowy, by się całkowicie ujawnić. Ale krok po kroku następują w nim zmiany i po trzech sezonach jest to bohater, który przechodzi najbardziej spektakularną metamorfozę. Choć wciąż ma jeszcze długą drogę przed sobą, teraz przynajmniej widać ją w nieco bardziej optymistycznych barwach.

Aimee (najlepsza przyjaciółka Maeve) – uważam, że to niezwykle ważny wątek. Dziewczyna milutka, kochana, trochę co prawda głupiutka, ale do rany przyłóż, muchy by nie skrzywdziła, staje się ofiarą napastowania seksualnego przez jakiegoś zboka w autobusie, którym jeździ do szkoły. I wiecie co? Nikt nie reaguje! Nawet ku@#% kierowca! Młoda dziewczyna, licealistka, podnosi alarm w AUTOBUSIE, że jakiś koleś wywalił swój sprzęt na wierzch i bezceremonialnie się o nią ociera i NIKT nie reaguje. No ja pier@#% ku@#% MAĆ! Trauma jest dla niej tak wielka, że nie jest w stanie po tym wydarzeniu nawet wsiąść do autobusu. Ale to nie koniec. Bo Aimee musi również walczyć z inną traumą, a mianowicie poczuciem winy. Pojawia się bowiem w jej głowie myśl, będąca naturalnym następstwem presji, jaką nadal nakłada się na kobiety – gdybym się do niego nie uśmiechnęła, to by mnie nie napastował, a więc to MOJA WINA. Mimo całego postępu wciąż zdarzają się sytuacje, gdy próbuje się na nas (znaczy na kobiety), przez to jak wyglądamy i jak się ubieramy, zwalać odpowiedzialność za zachowanie i postępowanie mężczyzn. Wystarczy, że dziewczyna jest ładna, a już tą swoją „ładnością” prowokuje. Więc lepiej by było, gdyby postarała się być jednak brzydka. I niech się na wszelki wypadek do nikogo nie uśmiecha.

Jackson – postać, którą łatwo potraktować stereotypowo, a okazuje się dużo ciekawsza. Przewodniczący szkoły, gwiazda drużyny pływaków, mega popularny i uwielbiany. A pod tym wszystkim presja presja presja. I depresja. Oto kolejny bohater z posranym życiem domowym. Jakiekolwiek wyniki sportowe by osiągał, to i tak będzie mało, bo „żeby zdobyć stypendium, musisz być jeszcze lepszy” i „poświęciliśmy TWOJEJ karierze całe nasze życie”. Matka jest despotką. To znaczy jedna z matek. Jackson ma dwie mamy. Rzecz jasna tylko jedna z nich jest biologiczna, a ta druga ma chyba w związku z tym straszne kompleksy, że nie jest „prawdziwą” mamą i idąc jakimś pokręconym tokiem myślenia, że niby tworzy tym całym pływaniem więź z synem, nakłada na niego tak wielką presję, że ten w końcu jej nie wytrzymuje i… posuwa się do samookaleczenia. Celowo wkłada rękę między ciężarki na siłowni, byle tylko nie musieć już pływać. Na szczęście to wydarzenie staje się katalizatorem do zmian, naprawy relacji w rodzinie i porzucenia drogi, która jest tylko źródłem cierpienia.

Viv – prymuska, której nadrzędnym celem są dobre wyniki w szkole i rysująca się za nimi świetlana przyszłość. W dziwacznych okolicznościach zaprzyjaźnia się z Jacksonem, waląc z hukiem na ziemię stereotyp, że nerdy i atleci nie mogą się kumplować. Przyjaźń zostaje wystawiona na próbę w trzecim sezonie, wraz z pojawieniem się Hope, nowej pani dyrektor, która mianuje Viv przewodniczącą szkoły i próbuje zredukować dziewczynę do roli swojego szpiega wśród uczniów. Tu zahaczamy na moment o element rasistowski. Viv też chce zmian, no i nie dziwota, bo ta szkoła jest totalnie porąbana i ma naprawdę złą sławę, a dla kogoś, kto ma akademickie ambicje jest to dość ważne. Tyle że Viv chce prawdziwych zmian, takich, rozumiecie, żeby coś się faktycznie zmieniło. Hope tymczasem chce wprowadzać zmiany na pokaz i jej wybór Viv na twarz owych zmian też jest wyborem na pokaz. Bo Viv jest nie tylko mądra, ale też CZARNA. A to, wiecie, dobrze wygląda i daje właściwy przekaz. Że tacy postępowi jesteśmy i tolerancyjni. Uświadomienie sobie tego staje się dla Viv kroplą, która przelewa czarę goryczy i popycha ją z powrotem w ramiona przyjaciół, buntujących się przeciwko nowemu reżimowi.

Lily – takie trochę szkolne dziwadło. Z obsesją na punkcie rysowania erotycznych opowiadań i komiksów o kosmitach. Trudno powiedzieć, co się pod tym kryje. Czy chodzi tu o COŚ, czy po prostu o to, że taką ma dziewczyna pasję nietypową i już. W każdym razie moment uświadomienia sobie, że wszyscy ją mają za dziwadło, jest dla niej traumatyczny. Trochę smutno, że tak po łebkach przelecieli przez ten wątek, ale może to jeszcze pociągną w następnym sezonie.

Jakob i Ola – tata i córka, którym żonę i mamę odebrał rak. Związek Jakoba z Jean stawia przed nimi cały szereg wyzwań, nie tylko dlatego, że Jean jest z deczka powalona. Jakob po wszystkich akcjach Jean ma problem, by jej w pełni zaufać, a Oli tęsknota za mamą utrudnia zaakceptowanie nowej partnerki ojca. Gdy dochodzi do tego wszystkiego ciąża, sytuacja jeszcze bardziej się gmatwa. No i na to wszystko Otis, który zachowuje się czasem jak palant i dla którego nagła obecność dwóch nowych osób w domu i rodzinie też nie jest łatwa.

Ruby – kolejna postać, którą łatwo zaszufladkować, a która rozkwita z biegiem czasu. Z początku widzimy tylko klasyczną wredną dziewczynę, śliczną, bogatą, numer jeden w rankingu popularności. Z biegiem czasu wyłania nam się zwykła dziewczyna, która mieszka w normalnym domku, a nie w żadnym pałacu i która również musi się zmierzyć z własną traumą, gdy u jej ojca (bardzo sympatycznego, nawiasem mówiąc) zdiagnozowane zostaje stwardnienie rozsiane. Tak usilne zabieganie o popularność jest co prawda moim zdaniem symptomem jakichś problemów z samooceną, ale Ruby koniec końców okazuje się sympatyczną dziewczyną, która po prostu chce, by miły chłopiec ją lubił.

Cal – sezon trzeci przedstawił nam pierwszą w serialu postać niebinarną. A razem z nią zestaw problemów, które mnie, jako osobie, która nie doświadcza tego na własnej skórze, w życiu nie przyszłyby do głowy. Kumuluje się to w buncie Cal przeciwko nowym szkolnym mundurkom, które bardzo jasno stawiają granicę między dziewczyną a chłopcem. Cal nie tylko chce się ubierać jak chłopiec, ale też chce nosić mundurek w rozmiarze większym niż potrzebuje. Co jest bardzo źle widziane przez nową władzę (w osobie Hope), gdyż psuje estetykę. Francja elegancja ma być, a nie że ktoś będzie chodził w marynarce, wyglądającej jak worek. Rozumiem logikę rozumowania Hope, że jednym ze sposobów poprawy wizerunku tej dziwacznej instytucji jest wprowadzenie większej dyscypliny, również w kwestii ubioru. No ale jeśli kobieta, mająca się za tak postępową feministkę, nie czai, że niebinarnej osobie w takim stylu ubierania się nie chodzi o to, żeby robić wszystkim na złość i wyglądać jak niechluj, lecz o to, by na przykład ukryć swoje kształty, gdyż źle czuje się we własnym ciele i nie chce, by je ktoś oglądał, to wybaczcie, ale chyba trzeba tej kobiecie zreferować znaczenie słowa „tolerancja”.

I właśnie. Na koniec zatrzymajmy się jeszcze przy wydarzeniach z trzeciego sezonu, który moim zdaniem jest najlepszy. Hope zostaje zatrudniona, by naprawić wizerunek szkoły, przywrócić jej świetność i takie tam. W świetle ostatnich skandali szkole grozi utrata funduszy, więc trzeba zorganizować damage control. Receptą na to jest wprowadzenie reżimu. Mundurki, zakaz farbowania włosów, zakaz noszenia kolczyków w nosach, linia przez środek korytarza, która ma jakoś niby porządkować sposób poruszania się po korytarzach. No i rzecz jasna nowy program edukacji seksualnej, który, jeśli jeszcze nie zgadliście, opiera się na nakłanianiu uczniów do abstynencji. A w praktyce wygląda to tak: chłopcy i dziewczęta swoje lekcje odbywają osobno. Chłopcy oglądają film edukacyjny z latającymi penisami, którego główna treść sprowadza się do homofobicznej propagandy, gdyż „homoseksualizm częściej prowadzi do chorób przenoszonych drogą płciową”. Wszelkie pytania uczniów zostają od razu spałowane, bo NIE WOLNO ZADAWAĆ PYTAŃ. Mamy tylko grzecznie obejrzeć i się cicho rozejść. U dziewczyn tymczasem na lekcję zaproszony zostaje gość – pani, która w liceum zaszła w niechcianą ciążę, rzuciła szkołę, porzuciła marzenia i teraz agresywnym tonem opowiada uczennicom, że „seks zrujnuje im życie na zawsze”. A na deser puszcza im film ze swojego porodu. Ja pieprzę. Ok, dwie sprawy. Po pierwsze – filmowanie porodu to jakiś totalnie obrzydliwy, debilny zwyczaj, którego nigdy nie pojmę. Każda kobieta, która rodziła i każdy facet, który był przy porodzie wam powie, że przyjemnego ani ładnego nic w tym nie ma. Jeśli jakaś babka będzie wam kiedyś mówić, że jej poród był „piękny” to albo kłamie, albo jest masochistką. Po drugie – oto pierwsza myśl, która przemknęła mi przez głowę w trakcie oglądania: „Ej, ale tak ogólnie to wy chcecie, żeby te dziewczyny miały dzieci KIEDYKOLWIEK w życiu? Czy chcecie im to obrzydzić już na zawsze? Bo jeśli na zawsze, to świetnie wam idzie.”. No absurd po prostu.

Dla jasności, seks w tak młodym wieku uważam za głupotę i nieodpowiedzialność, ale jestem też realistką. Jeśli komuś się wydaje, że czegoś nastolatkom zabroni i będzie miał problem z głowy, to jest po prostu naiwny. Nakłanianie do abstynencji seksualnej NIE ZADZIAŁA, po prostu nie. I nie chodzi tu wcale o to, że teraz nastolatki są jakieś inne, niż kiedyś. Jak słyszę hasło: „a bo dzisiaj ta młodzież taka rozwydrzona”, to chce mi się śmiać, bo to świat się zmienił, a nie młodzież. Kiedyś normą było zawieranie małżeństw i rodzenie dzieci w bardzo młodym wieku. Dziś jest inaczej, ludzie chcą iść na studia, robić kariery, coraz dłużej zwlekają z zakładaniem rodzin. Ale to nie oznacza, że dojrzewanie jakoś magicznie nam się przez to opóźniło. Natura tak to pomyślała, że dojrzewamy w takim a nie innym wieku, hormony szaleją, nasze własne ciała zaczynają nam się wymykać spod kontroli, każdy z nas to przechodził. Więc może zamiast się zżymać, że dzieciaki powinny się tylko skupiać na nauce, dołóżmy starań, żeby im wyjaśnić te procesy i pomóc im zadbać o bezpieczeństwo? Taka luźna sugestia.

Najbardziej jednak bulwersujący moment fabuły następuje w momencie, gdy wobec kolejnych skandali, których najwyraźniej końca nie widać, Hope postanawia wyciągnąć naprawdę ciężkie działa i jej postępowanie zaczyna już całkiem poważnie śmierdzieć dyskryminacją. Na szkolnym apelu wytyka palcem trójkę uczniów, którzy najbardziej psują szkole reputację, wywleka ich na scenę i zawiesza im na szyjach tabliczki wstydu, gdzie wszem i wobec wypisane jest, co zrobili źle. Mają w tych tabliczkach chodzić i nikomu nie wolno się do nich odzywać. Innymi słowy są trędowaci. Do wyklętej trójki należy rzecz jasna Cal (z powodu konsekwentnego ignorowania reżimu mundurkowego), a także Adam, który rzekomo wyrzucił na szkolnej wycieczcie gówno przez okno autokaru (wcale tego nie zrobił, wziął jedynie na siebie winę za innego ucznia, bo nie chciał, żeby ten ktoś wpadł w kłopoty) oraz biedna Lily, która zgłosiła do gazety jedno ze swoich erotycznych opowiadań o kosmitach i stała się bohaterką artykułu o zepsuciu uczniów Moordale. Czy zasłużyli na taką karę? Nie. Było to obrzydliwe i upokarzające.

Zdaję sobie sprawę, że są to sytuacje celowo wyolbrzymione i przedstawione w karykaturalny sposób, niekoniecznie celujące w realizm. Ale wiecie, cały ten serial od początku jest trochę absurdalny. Tym niemniej komentarz do pewnych zjawisk uważam za trafiony. Uczniowie w szkołach nie powinni być wytykani palcami, a już na pewno nie publicznie przez kadrę jak na jakimś demonstracyjnym procesie. Nawet nie „procesie”, co ja mówię – proces zakładałby, że wolno im się bronić. I to naprawdę nie ma znaczenia, z jakich powodów ich się wytyka. Hope wyciera sobie gębę hasłami o postępie, tolerancji i o tym jak ważny jest indywidualizm, ale wszystko co robi ma na celu coś dokładnie odwrotnego – chce, by wszyscy byli jednakowi, by nikt się nie wyłamywał i by generalnie rzecz biorąc panowało jak największe zacofanie. Wytyka palcami uczniów, którzy wyłamują się z tych norm. Adam jest przygłupem, który sprawia kłopoty, Cal jest osobą niebinarną, która nie pasuje do jej czystego i eleganckiego podziału na chłopców i dziewczęta, a Lily jest dziwadłem z dziwacznym hobby. I jakkolwiek by sobie Hope to próbowała racjonalizować, prawda jest taka, że wyklucza ze społeczności pewne jednostki, które do jej wizji nie pasują.

Bunt uczniów, ich zjednoczenie w obliczu opresji i moment ostatecznego triumfu są bardzo satysfakcjonujące. Oczywiście szkoła będzie miała przez to totalnie przerąbane. Bardzo jestem ciekawa jak z tego wybrną w następnym sezonie.