Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię...
Na deskach
Różne

Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne
Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne

Fejm i szejm

Dwie sprawy. Pierwsza: festiwalu przeprosin ciąg dalszy. Druga: końcem maja w świat wypuszczono odcinek specjalny „Przyjaciół”, „Spotkanie po latach”, co przypomniało mi, że zapomniałam się Wam o czymś „pochwalić”. Otóż totalnie mnie ominęła cała ta „wojna o Przyjaciół”, która się rozpoczęła, z tego co ogarniam, już kilka lat temu. Musiałam mieć strasznie dużo na głowie, bo do mnie dotarło to dopiero teraz. Kombinacja obu tych spraw zainspirowała dzisiejszy post.

Festiwal w najlepsze trwa. Przeczytałam dziś, że Carter Bays, twórca „Jak poznałem waszą matkę” relacjonuje na swoim Twitterze swoje wrażenia z powtórki serialu i napisał tam gdzieś kilka dni temu, kończąc sezon trzeci, że chciałby wrócić do montażowni i usunąć pewne rzeczy. Nie podał szczegółów, ale zgadzam się z komentarzem Michała Jareckiego na łamach Spider’s Web, że główne zarzuty, jakie można dziś pod adresem serialu wygłaszać, mają związek z postacią Barney’a Stinsona, szowinisty i seksisty. Ulubieńca fanów serialu, ale też z punktu widzenia aktualnych debat społecznych postaci z deczka kontrowersyjnej. Przynajmniej na ile jestem to wstanie ocenić po tych szczątkach, które oglądałam w telewizji, jako że gdy moja najlepsza przyjaciółka (po miesiącach namawiania mnie i powtarzania, że to najlepszy serial ever) obejrzała ostatni odcinek i powiedziała mi, że mam go nie oglądać, jakoś się nie zebrałam do seansu całości 😉

Co prawda, jak zauważa autor przywołanego tekstu, gromy na „Jak poznałem waszą matkę” jeszcze nie zaczęły się sypać, ale ja również odnoszę nieśmiałe wrażenie, że Bays swoim komentarzem jakby wybiega przed szereg „na wszelki wypadek”. Nie przeprasza co prawda wprost, ale wydźwięk lekkiego postukania się w piersi gdzieś tam w oddali słychać. Nie posądzam go o obłudę, ale cynik we mnie podszeptuje mi to samo co panu Michałowi, że gdy ludzie sitcom odkryją po raz pierwszy lub do niego powrócą przy okazji spin-offu, mówiąc potocznie, wtedy się zacznie. Jak to miało miejsce w przypadku „Przyjaciół”. Zapobiegawcze zachowanie Baysa może być uzasadnione, bo jak się tak nad tym głębiej zastanowić, w przypadku obu seriali zarzuty mogą być w zasadzie podobne, więc to co spotkało „Przyjaciół” równie dobrze może spotkać ich następców.

Z „Przyjaciółmi” sprawa się rypła, co z pewnym zdziwieniem właśnie niedawno odkryłam, w momencie, gdy zawitali oni kilka lat temu w świecie streamingu. Moje pokolenie, które dojrzewało w kulcie „Przyjaciół”, oszalało z radości. Milienialsi, którzy serial mieli okazję obejrzeć po raz pierwszy, nie zostawili na nim suchej nitki. Bo seksizm, homofobia, rasizm, body-shaming i promowanie karygodnych zachowań. Wszystkie komentarze w temacie podsumowują świetnie dwa stwierdzenia, które wszędzie się powtarzają. (1) „Przyjaciele” brzydko się zestarzeli (pod względem treści rzecz jasna, nie urody) oraz (2) wiele scen i wątków, z których wtedy się śmialiśmy, dziś by już nie przeszło.

Problem z krytyką takiego serialu jak „Przyjaciele”, który zakończył emisję 17 lat temu (!!!) jest taki, że idiotyzmem jest go oceniać wedle dzisiejszych standardów. Rok temu jego twórczyni Marta Kauffman przepraszała za brak różnorodności rasowej w „Przyjaciołach”, ale bądźmy kurka wodna realistami. Co niby mogła zrobić z tym fantem w połowie lat 90-tych? To były inne czasy i niech mi nikt nie opowiada, że grupy przyjaciół zróżnicowanych etnicznie były wtedy na porządku dziennym w prawdziwym życiu, żeby dało się je tak po prostu forsować w telewizji. Dziś NBC może sobie bojkotować Złote Globy, ale wtedy narzuciło taki a nie inny wygląd „Przyjaciół”. Można się na tę hipokryzję wkurzać, ale to jest biznes, a interesy trzeba w tej branży robić tak, jak aktualnie wieje wietrzyk społecznych nastrojów. A jak zauważyło już wielu komentatorów przede mną, „Przyjaciele” akurat byli całkiem postępowi jak na swoje czasy i przemycili całkiem sporo zjawisk, które wtedy były jeszcze tabu. Nikt ci nie każe oglądać „Przyjaciół” jeśli tak cię oburzają, ale nie ma co się zżymać, że serial sprzed ponad 20 lat trzyma się ówczesnego wzorca, a nie dzisiejszego.

Pytanie na marginesie: czy „Przyjaciele” naprawdę PROMUJĄ karygodne zachowania? Bo mnie się wydaje, że raczej przedstawiają je celowo w karykaturalnym świetle po to właśnie, by je wyśmiać, a nie pochwalić. Pytam szczerze, jako osoba, która oglądała ten serial w telewizji dawno temu i nie jakoś namiętnie, więc na pewno nie widziała wszystkich odcinków. Może moje odczucia wygrzebane z otchłani pamięci są całkowicie błędne? W razie czego proszę o naprostowanie.

Teraz dopiero widzę, że cały mój wywód trochę głupio wygląda. Nie oglądałam zbyt żarliwie żadnego z dwóch przytoczonych tytułów. Z jednej strony można mi zarzucić, że wobec tego nie powinnam się o nich wypowiadać, ani ich oceniać. Z drugiej jednak strony daje mi to jedną przewagę. Nie jestem fanką żadnego, a więc nie można mi zarzucić, że będę ich za wszelką cenę bronić. Podsumowując moją opinię w temacie, zaryzykuję wygłoszenie kontrowersyjnego zdania: twórcy komedii mają dziś cholernie utrudnioną robotę. Lista rzeczy, z których nie wolno żartować się tak wydłużyła, że właściwie nie wiem, czy można jeszcze z czegokolwiek bezpiecznie żartować. Może dlatego tak dziś ciężko o dobrą komedię, bo za dużo czasu wszystkim zajmuje pilnowanie, by nikogo nie urazić.

Sedno tkwi w tym, że tworząc sitcom siłą rzeczy buduje się go na postaciach w zamierzeniu karykaturalnych i zachowujących się stereotypowo, by móc się z nich następnie śmiać. Wszystkim więc strażnikom poprawności politycznej z pokolenia ciut młodszego ode mnie sugerowałabym, by wyhodowali w sobie odrobinę dystansu i poczucia humoru, i nie zakładali w ciemno, że każdy żart oparty na jakimś stereotypie został wymyślony tylko i wyłącznie po to, by kogoś obrazić. Bo może tu raczej chodzi nie o to, by wyśmiać obiekt żartu, lecz by wyśmiać sam stereotyp?

P.s. Refleksja na koniec: ośmielam się zauważyć, że nie tylko seriale sprzed lat musiały się trzymać sztywnych ram, współczesne też muszą, tyle że dokładnie przeciwnych. Współczesne produkcje o grupie przyjaciół muszą być tworzone wedle klucza „wszystkie kształty i kolory”. Musi być odpowiednia reprezentacja płci, ras, orientacji seksualnych i gabarytów, a nawet najlepiej jest, gdy przewagę mają mniejszości, bo bladym twarzom należy się zrzucenie na margines po tylu latach dominacji. I wcale nie twierdzę, że to źle. Wręcz przeciwnie, jest to cudowne zjawisko i rewelacyjnie się taką różnorodność ogląda po tylu latach totalnej nudy. Ale żeby nie było zbyt poważnie i żeby jeszcze bardziej „dowalić do pieca” do moich kontrowersyjnych wypowiedzi – wiecie co mi jako żywo stanęło przed oczami, gdy zaczęłam rozmyślać o tej jakże dziś modnej różnorodności? Ta scena z pierwszego odcinka „Doliny Krzemowej”, gdzie Gavin Belson analizuje, że grupy zawsze chodzą piątkami i w odpowiedniej strukturze. Zupełnie jakby się między sobą wymieniali do momentu aż osiągną pożądaną konfigurację. I z tym obrazkiem Was zostawiam 😀