Komplementy ewidentnie sprawiają mu ból: „Im więcej ludzie mówią miłych rzeczy na mój temat, tym mocniej wyczuwam w tym fałsz”, powiedział w jednym z wywiadów. Bywa przerażony, kiedy zostaje rozpoznany na ulicy, choć potrafi znaleźć w tym dobre strony: – Dzięki temu unikasz robienia głupich filmów, bo w przeciwnym razie musiałbyś rozmawiać z ludźmi, którzy je lubią – tłumaczy. Sukces przyprawia go o depresję: – Większość filmów, które powstają, to chała. A zatem osiągnięcie sukcesu na pewnym poziomie wcale nie niesie za sobą propozycji lepszych ról, bo szczerze mówiąc, takie role chyba nie istnieją – mówi. Występując w telewizyjnych pogadankach, dostaje paranoi: – Zwykle mam wrażenie, że kpią sobie ze mnie w jakiś sposób – zdradza. Pisze sztuki teatralne. Jedna z nich ma być niedługo wystawiona w Nowym Jorku, ale autor obawia się, że jego twórczość okaże się beznadziejna, tylko nikt nie będzie chciał mu o tym powiedzieć.
Kto jest bohaterem tego tekstu? Jesse Eisenberg. Patrząc na jego rolę w „The Social Network” w ogóle nie widać, jakoby miał jakieś problemy z poczuciem własnej wartości. Łatwo można uwierzyć, że w prawdziwym życiu jest odludkiem, ale kto by pomyślał, że facet z taką charyzmą na ekranie, w życiu potrzebuje terapii? Zachęcam do lektury całego artykułu!
__________