Zanim powrócę jeszcze do tematów „nadgryzionych” w poprzednich tekstach, zmieniamy na chwilę klimat. Życie w 2020 roku nas nie rozpieszcza, listopad przyniósł kolejny lockdown, kina i instytucje kultury ponownie zostały zamknięte, ożyły w mej pamięci wspomnienia z wiosny, co skłoniło mnie do refleksji.
Globalna kwarantanna odbija się negatywnie na ludziach, nie tylko w sensie czysto gospodarczym, ale również zwyczajnie ludzkim. Ale otworzyła też, a właściwie wymusiła, nowe możliwości – zamknięcie wszystkiego i uwięzienie ludzi w domach spowodowało, że spora część kultury przeniosła się do sieci. Wiele instytucji wyszło widowni naprzeciw w tych trudnych czasach, udostępniając (często przynajmniej w jakimś zakresie lub na jakiś czas za darmo) treści, których w innych okolicznościach taki ludek jak ja, żyjący w Polsce, nie miałby okazji zobaczyć. Wirtualne wycieczki po światowych muzeach, koncerty, opery, sztuki teatralne… oferta była tak szeroka, że nie sposób było zobaczyć wszystkiego. Blog miał być o filmach i serialach, ale dzisiaj dziedziny sztuki coraz bardziej się przenikają – produkcje jeszcze nie tak dawno zarezerwowane dla desek teatralnych czy operowych, są dziś rejestrowane, transmitowane w kinach i Internecie. To przenikanie jest już tak silne, że zainspirowało mnie do stworzenia nowego działu. W przeciwnym razie pewnych produkcji z pogranicza dziedzin sztuki nie miałabym do czego przypiąć, a kiedy na samym wstępie rozmyślań w tym temacie przyszły mi od razu z miejsca do głowy trzy tytuły, o których warto byłoby wspomnieć, doszłam do wniosku, że eksploracja tej odnogi sztuki stała się uzasadniona.
Nie jest to oczywiście nurt całkowicie nowy – Metropolitan Opera na przykład rozpoczęła swój program kinowych transmisji na żywo (The Met: Live in HD) już w 2006 roku. W jej ślady poszedł Teatr Bolszoj, który od bodaj dziesięciu sezonów transmituje na żywo w kinach na świecie najsłynniejsze balety. Do dziś ze łzami w oczach wspominam transmisje z Nowego Jorku i Moskwy, na które chodziłam z tatą do naszego małego trzebińskiego kina. Również londyński National Theatre w ramach cyklu National Theatre Live, nagrywa swoje fantastyczne spektakle, które następnie wędrują do światowych kin. Przykładów można wymieniać na pewno więcej i przypuszczam, że będą się one mnożyły coraz szybciej.
Nie wiem, może to tylko takie moje odczucie, ale odnoszę wrażenie, że ta kiedyś bardzo sztywna granica między sztuką „wyższą” a sztuką „dla mas” zaczęła się jakby zacierać. Może teatr doszedł do wniosku, że też chce być dla mas, może coraz mniej ludzi wypełniało teatralne sale, a może po prostu branża wystawiła nos poza swoje ciasne myślenie – tak czy inaczej, coś się zmieniło. Rozumiem argument, że teatr ma swój niepowtarzalny klimat, że sztuki są tworem żywym i należy oglądać je na żywo bez bariery ekranowej. Ale nie każdy ma ten przywilej. Nie każdy może wyskoczyć na weekend na Off-Broadway, żeby zobaczyć „Hamiltona”, gdy mówi o nim cały artystyczny świat. Wszak główną misją teatru nie powinno być sztywne trzymanie się tradycji i zamykanie się na postęp, lecz docieranie ze sztuką jak najdalej i do jak największej ilości ludzi. A technika dzisiaj umożliwia to w 100%. Są nie tylko kina, ale jest też Internet, jest Netflix i wiele innych serwisów „on demand”, do których można rozciągnąć teatr, operę, koncerty i rozmaite inne wydarzenia tak, by miało szansę je zobaczyć więcej miłośników sztuki. Moim zdaniem każda forma sztuki powinna wykorzystywać wszelkie możliwe środki, żeby się promować. Nie wszyscy możemy iść do teatru na drugim końcu świata, nie każdy ma nawet pod ręką kino, gdzie akurat mu tę sztukę zagrają, ale Internet prawie każdy ma lub łatwo może mieć.
Wspomniana wcześniej Metropolitan Opera posiada serwis „on demand”, gdzie można wykupić abonament (miesięczny bądź roczny) na dostęp do wszystkich materiałów (a ich ilość jest wręcz olbrzymia), posiada również opcję wypożyczenia pojedynczego tytułu. A odkąd świat zaatakował koronawirus The Met wprowadziła także coś, co nazywa się „Nightly Opera Streams” – codziennie na jedną dobę udostępnia w Internecie do obejrzenia za darmo jedną operę. Właśnie trwa tydzień 36 tych transmisji.
National Theatre od kwietnia do lipca, a więc przez cztery miesiące, udostępniał za darmo w sieci swoje spektakle nagrane w ramach National Theatre Live. Cykl National Theatre at Home obejmował 16 tytułów, bardzo urozmaiconych tematycznie, genialnie zrealizowanych i w fantastycznych obsadach, z których każdy dostępny był do obejrzenia przez tydzień. Oczywiście więcej sensu miałoby pisanie o tym w kwietniu, kiedy jeszcze można było z tej oferty korzystać, no ale cóż, może lepiej późno niż wcale. Szczerze mówiąc po cichu liczę na to, że National Theatre pójdzie w ślady na przykład wspominanej powyżej Metropolitan Opery i przeniesie się także na dobre do sieci, oferując abonamenty czy wypożyczenia. Byłaby to cudowna wiadomość.
Jak już wspominałam, podobnych przykładów od początku globalnego kataklizmu, było w sieci mnóstwo. Poprzestanę na powyższych, bo i tak już ten wpis, który miał być jedynie wstępem do czegoś zupełnie innego, wyszedł stanowczo za długi. Zakończę może nutką myślenia życzeniowego, aby branża kulturalna nadal wykorzystywała wszelkie środki i zdobycze techniki, nawet gdy już kryzys epidemiologiczny się skończy, by promować i udostępniać dzieła sztuki ludziom, którzy innych szans na otarcie się o nie po prostu nie mają.