Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię...
Na deskach
Różne

Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne
Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne

Z małego ekranu: „Brooklyn 9-9”

„Nine Nine!”. Czyli jeden z najlepszych seriali komediowych ostatnich lat, a może nawet w ogóle ever. Jeden z tych, które pochłaniamy z mężulem, rechocząc ze śmiechu, a potem kończymy i mamy ochotę od razu zacząć jeszcze raz od początku. Osiem sezonów i, rzecz wyjątkowa, trzyma poziom od początku do końca. Serial „z przeszłością” – po piątym sezonie został skasowany przez wyświetlającą go wówczas stację telewizyjną, na co morze fanów zareagowało wielką kampanią w social mediach. Negocjacje twórców z innymi stacjami telewizyjnymi zakończyły się sukcesem i serial uratowano na kolejne trzy sezony. Teraz już oficjalnie jest koniec, ale przynajmniej z godnym zwieńczeniem i w dobrym stylu. A łzy wzruszenia i tak płyną. „Brooklyn 9-9”.

Rzecz dzieje się na jednym z posterunków policji na Brooklynie, a akcję rozpoczyna pojawienie się nowego kapitana. Jego marzenie o własnym posterunku właśnie się ziściło i ma zamiar uczynić tutaj najlepszy posterunek we wszechświecie. A do dyspozycji razem z posterunkiem dostaje grupę indywiduów, którzy będąc bardzo dobrymi glinami, dla nas są też źródłem bólu brzucha typu „od-śmiechowego”.

Jest więc Jake Peralta, świetny detektyw z obsesją na punkcie „Szklanej pułapki” i zamiłowaniem do bałaganu. Amy Santiago, miłośniczka porządku, zasad i segregatorów. Przeciwieństwa się przyciągają, więc pewnie wiecie, co tu się między nimi zaraz będzie działo. Jake i Amy tworzą nie tylko uroczą i zaskakująco dobraną parę, ale też jeden z najzdrowszych związków w historii telewizji.

Jest też Charles Boyle, miłośnik gotowania, klanu Boyle’ów (gdzie jest chyba jakiś miliard kuzynów) oraz Jake’a Peralty (czyli że w sensie: jego najlepszy kumpel). Jest Rosa Diaz, o której życiu prywatnym nikt nie wie zbyt wiele, oprócz tego, że jest biseksualna, a poza tym trochę straszna (w sensie, że wszyscy się jej trochę boją). Jest też sierżant Terry Jeffords, miłośnik jogurtu i szelek. No i Hitchcock i Scully, których głównym zajęciem jest obżeranie się.

Na to wszystko zjawia się kapitan Raymond Holt, nie dość, że glina, to jeszcze czarnoskóry i gej. Więc już bardziej pod górkę w karierze mieć nie mógł. A potem tworzą oni razem taką ekipę, gdzie wszyscy do siebie pasują, choć nikt do nikogo nie pasuje. Gdzie wszyscy są zżyci i wobec siebie lojalni. Bardziej niż współpracownicy, a nawet bardziej niż przyjaciele. Jak rodzina.

O kurde, zapomniałam o Ginie… Gina charakteryzuje się przerośniętym ego i ogólnym byciem wredną osobą. Oraz tym, że była jedyną postacią, która mnie zmęczyła i gdy odeszła z serialu w ogóle mi jej nie brakowało.

Anyway, jak rodzina. „Brooklyn 9-9” to taki serial komediowo-kryminalny, bardziej komediowy niż kryminalny, który jest idealną pozycją do binge’owania dla rozrywki i na poprawę humoru. Od spraw kryminalnych, przez wątki osobiste, aż po rozmaite idiotyczne akcje naszej bandy oraz rzecz jasna wielki coroczny Halloweenowy Skok – nie było odcinka w ośmiosezonowej historii, na którym bym się nudziła. „Nine Nine!”.

p.s. Obsada! Cała jest boska i bosko różnorodna, z okazjonalnymi smaczkami w postaci gościnnych występów różnych super osób, a na czele ma dwójkę fenomenalnych liderów. Andy Samberg jest jednym z najlepszych aktorów komediowych. Kropka. A do spółki z absolutnie rewelacyjnym wcieleniem geniuszu, jakim jest Andre Braugher, to już w ogóle całkiem kosmos.