Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię...
Na deskach
Różne

Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne
Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne

Plus / minus: „Moxie”

Taka oto sytuacja ostatnio w sklepie. Podjeżdżam z wózkiem do kasy, ustawiam się przy końcu taśmy sklepowej z zamiarem wywalenia na nią całego majdanu, który muszę kupić, gdy do sklepu wbiega jegomość w średnim wieku, rzuca na ladę obok dziewczyny w kasie jakąś siatę i gdzieś leci na sklep. Coś do niej powiedział, ale żadna z nas nie zrozumiała najwyraźniej co, bo dziewczyna (na oko młodsza ode mnie) nie zareagowała. Ja zaczęłam wywalać wspomniany majdan i zanim skończyłam chłop wrócił z dwiema flaszkami piwa. Mówi do mnie, że on przede mną. A ja mu na to: w porządku, poczekam. Na co nie omieszkał mnie poinformować, że on przy kasie był pierwszy. Potem co prawda polazł gdzieś i go nie było, ale BYŁ PIERWSZY. Olałam, bo żadnej mi to różnicy i tak nie robiło. Byłaby to nic nie znacząca anegdotka, ale stała się dużo ciekawsza, gdy facet dotarł w końcu do kasy i skoczył na ekspedientkę z pytaniem, czemu sobie nie wyjęła pustych butelek z tej siaty, którą jej ciepnął na ladę jak wchodził. Ona mu coś odpowiedziała, że nie bardzo przykumała co on chce (widocznie nie nawykła do grzebania obcym ludziom w siatach), a on zapodał komentarz roku, cytuję: „ojoj, ale dziewczyna zamyślona, chyba się zakochała”.

Jak wiadomo świat każdej młodej kobiety kręci się wokół facetów, a zakochanie to nasze ustawienie domyślne. Dziewczyna, która myśli o czymkolwiek innym jest zjawiskiem niewystępującym w przyrodzie. Kretyński tekst z ust jegomościa, którego jedynym interesem w sklepie jest zakup piwa. Błysnął inteligencją, komentując psychiczno-uczuciowy stan ekspedientki, ale w kasie kobiety burak nie przepuścił. Rycerskość zdechła.

Jakoś mi się to całe zajście wpisało w nastrój po obejrzeniu „Moxie”. Po film sięgnęłam, gdyż wyreżyserowała go Amy Poehler, którą uwielbiam. I powiem Wam, że nie była to strata czasu. Wyszedł całkiem przyzwoity teen movie, niby o nastolatkach i dla nastolatek, ale jednak poruszający ważne i wciąż aktualne problemy, z jakimi zmagają się młode dziewczęta w szkołach i wśród rówieśników, ale również kobiety w dorosłym życiu. TAKI feminizm to ja rozumiem. Będą, jak zawsze, spoilery.

Vivian jest typową nijaką cichą myszką, która chce dotrwać do końca liceum nie rzucając się nikomu w oczy, a potem zamknąć ten rozdział bez żalu i wyfrunąć na studia, gdzie na pewno będzie zupełnie inaczej. Trzęsienie ziemi zaczyna się w momencie, gdy w szkole pojawia się nowa dziewczyna, Lucy, która już pierwszego dnia staje się obiektem prześladowania ze strony kapitana drużyny futbolowej. Akcja na dobre rozpędza się wraz z publikacją LISTY, w ramach której król kapitan dupek i jego przydupasy oceniają koleżanki ze szkoły wedle rozmaitych obrzydliwych kryteriów (która ma najlepszy tyłek, która ma najlepsze cycki i tak dalej, i tym podobne). Lucy, pewnie za karę za stawianie się, zostaje na niej nazwana wulgarnym słowem, na co dyrektorka szkoły nie reaguje i każe dziewczynie spadać, bo te całe social media to nie jej sprawa. Choć lista ukazuje się już któryś rok z rzędu, Vivian teraz doznaje objawienia, że jak się tak nad tym zastanowić, to jest całkowicie powalone i ej, czemu my się na to godzimy? Zainspirowana buntowniczą przeszłością matki, zaczyna anonimowo publikować i rozprowadzać po szkole feministyczne gazetki pod pseudonimem Moxie.

Choć przewidywalny do bólu i bez wznoszenia się na artystyczne wyżyny, film bardzo przyjemnie się ogląda. Główna bohaterka, mimo iż czasami człowieka irytuje, jest sympatyczna i urocza, i naprawdę łatwo jej kibicować. Wszystkie dziewczęta są inteligentne i na poziomie, żadna nie jest wredna (nawet cheerleaderki, wink). Przyznam, że fajnie się oglądało film, w którym wszystkie dziewczęta z liceum są dla siebie milusie, bo zazwyczaj w tych nastolatkowych filmach jest dokładnie odwrotnie. Dzięki temu w końcu hasło „dziewczyny muszą trzymać się razem” nie wybrzmiało fałszywie.

No właśnie, to przejdźmy może do tych babskich spraw, o których film próbuje powiedzieć parę słów prawdy. Bo tu dotykane są kwestie, o które moim zdaniem feminizm powinien walczyć w pierwszej kolejności. Nie o równe zarobki, nie o prawo do aborcji, lecz o to, by kobiety nie musiały ciągle słuchać seksistowskich komentarzy na swój temat od facetów wbiegających do sklepu po piwo. By nie były traktowane przedmiotowo, jako obiekty wyłącznie seksualne. By nie musiały zastanawiać się nad tym, czy jeśli się ładnie ubiorą, to znów będą słyszeć na ulicy jakie z nich laski (nie wiem, może to tylko ja mam takiego pecha, że co chwilę przyklejają się do mnie jakieś oblechy). Krótko mówiąc, by ich życia nie definiowało znalezienie się na jakiejś pieprzonej liście! W filmie owa lista nie stanowi jedynie katalizatora dla dalszych wydarzeń, lecz również daje pretekst do dyskusji, szczególnie na trzech przykładach.

„Najlepszym tyłkiem” okrzyknięta zostaje Kiera, kapitan żeńskiej drużyny piłkarskiej. Prowokuje to przemyślenia o tym, jak się ma płeć do sportu. Drużyna piłkarska dziewcząt ma się czym chwalić, wygrywają mecze i zawody, powinny być gwiazdami i chlubą szkoły. A tymczasem grają w starych strojach, bo szkoła skąpi im na nowe, nikt ich właściwie nie zauważa, a na meczach kibicują im głównie ich własne matki. Gwiazdami szkoły są natomiast futboliści (na czele z królem kapitanem dupkiem), wielbieni przez całe miasto i przez sponsorów ustawiających się w kolejce, gwiazdorzący na każdym kroku jak stado celebrytów, choć przegrywają mecz za meczem i nie mają na koncie żadnych osiągnięć. Kiera jest idealną kandydatką na Ambasadora Atletów, ale i tak przegrywa wybory z królem kapitanem dupkiem, choć ten swojej drużyny nie doprowadził do niczego. Wniosek nasuwa się sam – osiągnięcia dziewcząt, szczególnie w tak męskiej dziedzinie jak sport, zawsze będą warte mniej niż osiągnięcia chłopców, nawet jeśli są obiektywnie większe.

„Najlepsze cycki” dostaje Kaitlynn, bo miała to nieszczęście, że natura dała jej pokaźny biust. Zamiast się z nim jednak chować pod worami na ziemniaki, nosi przylegające bluzki ze sporym dekoltem, no bo czemu kurna nie? Ma się wstydzić tego jak wygląda? Bez jaj. Niestety sytuacja sprowokowana przez cholerną listę wymusza wręcz na niej wstyd, a razem z nim wywołuje również temat standardów ubioru, który jak się okazuje dotyczy tylko niektórych. Kaitlynn zostaje odesłana do domu, bo przyszła do szkoły w koszulce na ramiączkach, ale siedząca obok niej dziewczyna w dokładnie takiej samej koszulce nie zostaje odesłana, bo jest płaska jak deska. Mało tego, Kaitlynn ma kłopoty przez kusą bluzkę, ale nikomu nie przeszkadza, że jeden z futbolistów gania po całej szkole bez koszulki i świeci wszędzie gołą klatą. Ten cały dress code dotyczy tylko dziewczyn i na dodatek tylko tych bardziej krągłych i atrakcyjnych. To już nie są podwójne, ale wręcz potrójne standardy. Nie to jest jednak najgorsze. Najgorszy jest wniosek, jaki z tego wszystkiego płynie. Zasady dotyczące ubioru wprowadzane są dlatego, że dziewczęta w kusych strojach stanowią pokusę i „rozpraszają” kolegów. Co za popieprzona i absurdalna logika. Zamiast wymagać od chłopców, by nie zachowywali się względem koleżanek jak świnie, lepiej zakazać dziewczętom nosić ubrania, które podkreślają ich atuty. Czy mam z tego rozumieć, że faceci to jakieś pozbawione mózgów zwierzęta, które tracą nad sobą panowanie na widok kobiecych krągłości? I jeszcze nie mamy prawa ich z tego rozliczać? No sorry was bardzo panowie, ale nie wiem czemu jeszcze tolerujecie taką argumentację. To O WAS źle ona świadczy, nie o nas. Najwyraźniej nam widok półnagiego męskiego ciała rozumu nie odbiera. Przekaz jest równie jasny, co ohydny – przerzucamy na kobiety odpowiedzialność za zachowanie mężczyzn. Facet rzucił pod adresem kobiety chamski i seksistowski komentarz nie dlatego, że jest bucem, tylko dlatego, że ona za ładnie się ubrała. A stąd już tylko jeden krok do usprawiedliwiania gwałcicieli: „sama jest sobie winna, mogła się nie ubierać tak wyzywająco”.

Co prowadzi nas do Emmy. „Najlepszą do bzykania” jest według listy dziewczyna, która została zgwałcona… przez jej autora. No to już jest tak obrzydliwe, że po prostu no comments. W tym momencie osiągnięta zostaje granica, przy której nawet pani dyrektor, do tej pory mistrzowsko ignorująca problemy dziewcząt, przestaje udawać, że nic złego się nie stało.

Ustalmy sobie coś w końcu raz na zawsze – takie pieprzenie, że kobieta sama jest sobie winna MUSI SIĘ SKOŃCZYĆ! Kobiety LUBIĄ ładnie wyglądać (i mają do tego prawo). Kobiety LUBIĄ komplementy (bo to jest zwyczajnie miłe). Ale jest różnica między komplementem, a napastowaniem. I to, że kobieta podkreśli strojem swoją urodę, by się innym podobać, nie oznacza, że daje tym samym przyzwolenie, by ktoś do niej startował z łapami. JASNE?

Taki jest mój feminizm. O to chcę walczyć. Nie potrzeba mi debat o zarobkach. Nie potrzeba mi prawa do aborcji. Nie potrzeba mi kłótni o to, czy kobiety powinny chcieć mieć dzieci czy nie. Chcę jednego – by moja córka, gdy pójdzie za kilka lat do szkoły, nie była napastowana przez kolegów, którym się wydaje, że wszystko im wolno. By się odnoszono do niej z szacunkiem i nie uprzedmiotawiano jej na jakichś kretyńskich listach rankingowych, którymi faceci przyznają sobie władzę nad kobietami. By siedząc na ławeczce z książką nie była zaczepiana przez typów starszych od niej o 20 lat (mnie coś takiego spotyka nagminnie, a nie jestem nawet szczególnie ładna). By nie musiała czuć skrępowania, gdy jakiś obcy wielbiciel piwa uraczy ją debilnym komentarzem w sklepowej kasie. By nie musiała się martwić, czy założenie krótszej sukienki nie wyśle aby przypadkiem komuś mylnych sygnałów. By była BEZPIECZNA.