Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię...
Na deskach
Różne

Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne
Plus / minus
Artysta filmowiec
Z małego ekranu
Tematycznie
Migawki filmowe
Jak to się robi?
Minikino
Na melodię…
Na deskach
Różne

Plus / minus: „Dżentelmeni”

Słuchajcie, no wyborna wręcz historia. Kiedy w czerwcu migały mi wszędzie reklamy „Jednego gniewnego człowieka” („from Guy Ritchie”) doznałam olśnienia, że nie widziałam jeszcze „Dżentelmenów”! Story było takie, że miałam zamiar wybrać się na nich do kina, ale nie zdążyłam, a potem wybuchła epidemia i… zapomniałam (facepalm). Doznawszy olśnienia pobiegłam zobaczyć, gdzie się da to teraz luknąć, no i kurka obejrzałam. Myślałam, że sobie daruję recenzję (bo po takim czasie trochę wstyd), ale film jest niemożebnie genialny. Tak więc here we go!

Mickey Pearson, choć Amerykanin, jest prawdziwym królem dżungli w Wielkiej Brytanii. Powiedzieć o nim, że jest handlarzem marihuany to niedopowiedzenie roku, gdyż Mickey stworzył prawdziwe imperium, działające niczym niezawodna maszyna do zarabiania kupy pieniędzy, począwszy od rewelacyjnej jakości produktu, na błyskotliwej organizacji interesu skończywszy. Jest jednak nieco zmęczony życiem, gangsterką i wycieraniem krwi z rąk, więc postanawia przejść na emeryturę, uprzednio sprzedając cały swój interes, zasoby i tajniki fachu za górę szmalcu. Wybór zdaje się padać na innego amerykańskiego „przedsiębiorcę”, ale zainteresowanych jest więcej, a za rogiem nie brakuje czających się wrogów z osobistymi zadrami, którzy próbują zrujnować Mickey’a na ostatniej prostej przed metą. I tak zaczyna się festiwal zdrad, podstępów, zwrotów akcji i wbijania noża w plecy, krew tryska, przekleństwa w malowniczych konfiguracjach językowych strzelają z lewa i prawa, a trupy leżą w zamrażarkach.

Już dawno się tak superaśnie nie ubawiłam na filmie. Rozkoszne dialogi, rewelacyjny humor, dobra akcja i świetne tempo, rozrywka naprawdę pierwszej klasy. Guy Ritchie ma swój specyficzny styl, który mnie osobiście pasuje i trafia do mojego poczucia humoru.

W „Dżentelmenach” pierwszej klasy jest również obsada. Ucieleśnienie „amerykańskości”, jakim jest Matthew McConaughey, na króla dżungli nadaje się jak nikt inny, a jest to ledwie początek. Charlie Hunnam jako prawa ręka szefa, taki zawsze spokojny i zrównoważony (i przyjemny dla oka 😉 ), ale jednocześnie trzymający rękę na pulsie. Zjawiskowa i niezwykle charyzmatyczna Michelle Dockery jako żona (vel królowa), pasująca do swej drugiej połówki jak ulał. Przyznam się całkiem szczerze, że ciężko było mi oderwać od niej wzrok. Jeremy Strong jako potencjalny kupiec, nieco może karykaturalny i na pewno nie dorównujący tutaj charyzmą McConaughey’owi, ale jednak dość silnie wspierający obsadę. No i mój absolutny faworyt – Colin Farrell jako Trener, wplątany w gangsterskie porachunki właściwie przypadkiem (przez durnotę swoich podopiecznych). Oż kurna, no jeszcze nigdy go tak nie lubiłam. Z tym akcentem i dresikami pstrokatymi, pyszny jest po prostu. Do tego wisienka na torcie w postaci Hugh Granta w roli obślizgłej, dwulicowej kreatury, próbującej ubić na tej całej aferze interes życia. Kreatury pełniącej w filmie, dodajmy, również rolę narratora, referującego widzom całą intrygę niczym gotowy scenariusz na film, z humorem i obłędnym akcentem.

Komedia gangsterska, plejada świetnych aktorów, Guy Ritchie – czego więcej potrzeba? Mnie potrzeba tylko powtórki 😉